Wydanie: PRESS 09-10/2022

Notatki ze skandalu

Ona – znana dziennikarka polityczna o nieposzlakowanej opinii, on – wpływowy niegdyś polityk, dziś na uboczu. Od kilku tygodni ich uczuciowej relacji przyglądają się szefowie i polskie media

Bombę zdetonował Paweł Kukiz w porannym wywiadzie Roberta Mazurka w RMF FM 21 czerwca br. Zaprzeczając, że sprzedał się PiS-owi, powiedział: „Ci durni dziennikarze, bandziory! Mówię o tej pijaczce przede wszystkim jednej, która ma partnera polityka, stwierdzili, że Kukiz się sprzedał”. Nie podał nazwisk. Ale kiedy Mazurek poprosił, by nikogo nie obrażał, nawet jeśli mówi aluzjami, dodał „Nie, to nie są aluzje. Praktykująca alkoholiczka twierdzi, że Kukiz się sprzedał”.

Kto nie wiedział, ten szybko się dowiedział, bo media błyskawicznie upubliczniły nazwiska bohaterów skandalu. Dziennikarka to Agnieszka Burzyńska współprowadząca razem z Andrzejem Stankiewiczem podcast „Stan po Burzy” w Onecie i komentatorka „Faktu” (Ringier Axel Springer Polska). Jej partner to Jacek Protasiewicz niegdyś wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej, były europoseł, teraz w PSL.

WIEDZIELI WSZYSCY

Czy związek Burzyńskiej i Protasiewicza był tajemnicą poliszynela? – Wszyscy o nim wiedzieli, ale nikt nie miał z tym większego problemu. Redaktor naczelna „Faktu” Katarzyna Kozłowska też musiała o nim wiedzieć. Protasiewicz nie bywał w redakcji. Nikt nie dopatrywał się w związku Burzy jakiegoś konfliktu interesów – mówi były dziennikarz „Faktu”, który chce zachować anonimowość. Naczelna „Faktu” Katarzyna Kozłowska pytana, czy trzy lata temu wiedziała o relacji, która łączyła Burzyńską i Protasiewicza, zaprzecza: „Nie. Agnieszka Burzyńska nie dzieliła się informacjami o swoim życiu prywatnym. Przesunięcie jej do publicystyki odzwierciedlało natomiast jej rzeczywistą rolę w news-

roomie i aspiracje (we wrześniu 2019 roku – przyp. MW). W tamtym czasie szefem działu politycznego został Tomek Kozłowski i porządkowaliśmy strukturę. Bardzo było dla mnie ważne, żeby wyraźnie oddzielić newsy polityczne od opinii” – pisze w e-mailu Kozłowska.

Na początku lipca RASP zawiesił Burzyńską w działalności dziennikarskiej. „W związku z ostatnimi spekulacjami na temat potencjalnego konfliktu interesów red. Agnieszki Burzyńskiej związanego z jej pracą dziennikarską, zażądaliśmy od niej pełnej transparentności. Do czasu wyjaśnienia wszystkich okoliczności podjęliśmy decyzję o zawieszeniu red. Agnieszki Burzyńskiej we wszelkich działaniach dziennikarskich” – napisali w oświadczeniu Katarzyna Kozłowska, redaktorka naczelna dziennika „Fakt”, i Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onet.pl.

„Jeśli chodzi o konflikt interesów? Wszystkie rozmowy są w internecie” – stwierdziła tylko w tweecie Agnieszka Burzyńska.

KORPORACYJNY ŻART

Wszyscy zainteresowani zamilkli na kilka tygodni aż do 12 sierpnia, kiedy Burzyńska i RASP doszli do porozumienia i wydali oświadczenia. Ustalili, że Burzyńska nie wróci już do podcastu Onetu „Stan po Burzy”, ale nadal będzie prowadzić w „Fakcie” podcast „Fakt Live”. Wbrew temu co napisał RASP („zaoferowaliśmy Agnieszce Burzyńskiej rolę gospodarza programu newsowego »Fakt Live«”), nie jest to żaden nowy program. Ten sam Burzyńska prowadziła już od stycznia br.

Co najważniejsze, RASP nie dopatrzył się nierzetelności w materiałach Burzyńskiej z powodu możliwego konfliktu interesów. „Po otrzymaniu od Agnieszki Burzyńskiej oświadczenia potwierdzającego formalny konflikt interesów, redaktorzy naczelni »Faktu« i Onetu przeprowadzili analizę edytorialu. Nie stwierdzono, by ów konflikt rzutował na treści tworzone przez redaktor Burzyńską w ramach jej dziennikarskiej pracy” – napisał RASP w oświadczeniu.

Tak naprawdę zmiana polega głównie na tym, że dziennikarka rozstała się z Onetem. Zanim jeszcze RASP cokolwiek wyjaśnił, w mediach podniósł się rwetes. „@bweglarczyk powiedz mi, że śledztwo ws. »z kim się prowadza Burzyńska« to jakiś wasz korporacyjny żart? To się dzieje naprawdę?” – napisał na Twitterze dziennikarz „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński. Dziś podtrzymuje to zdanie. – Prowadzenie śledztwa w sprawie relacji, jaka łączy dziennikarkę z politykiem, zwłaszcza kiedy okazuje się, że nie miała ona wpływu na jej rzetelność dziennikarką, jest dziwne – mówi „Press” Paweł Wroński.

Tego samego zdania jest publicysta TVN Konrad Piasecki „Polityk rzuca pod adresem dziennikarki jakieś oskarżenia. Dotyczące jej stricte osobistych spraw. A redakcja ją w reakcji na to zawiesza. To zawodowy błąd i ludzka niesprawiedliwość. Tak się po prostu nie robi Drodzy Państwo” – pisał na Twitterze.

Sama Agnieszka Burzyńska niechętnie się wypowiada. – Ta sprawa dotyczy mojego prywatnego życia. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że może mieć znaczenie dla oceny mojej pracy, bo ta sama się broni. Tak zresztą się stało, co jasno jest napisane w komunikacie spółki. Dla całkowitej transparentności zdecydowałam się jednak przedstawić sytuację moim przełożonym. Oni również stwierdzili, że nie miała ona wpływu na moją pracę zawodową, czyli teksty napisane przeze mnie oraz przeprowadzone wywiady.

Ale nie wszyscy Burzyńską rozgrzeszają. – Związek dziennikarki politycznej i polityka jest niedopuszczalny. Najrozsądniej byłoby, gdyby dziennikarka zmieniła specjalność. Można zajmować się tematami niepolitycznymi, choć akurat w Polsce wszystko może być polityczne. Ja w takim wypadku porzuciłbym zawód. Choć rozumiem, że chciałoby się mieć i miłość, i dobrą pracę w swoim zawodzie – mówi reporter i pisarz Mariusz Szczygieł.

TRANSPARENTNOŚĆ NIE WYSTARCZA

Nie jest wcale pewne, że to sama Burzyńska pierwsza powiedziała swoim szefom o swoim romansie z Protasiewiczem. Po wypowiedzi Kukiza w RMF FM było o tym głośno przez kilka tygodni, szczególnie w mediach prawicowych. Poza tym w redakcji o jej związku wiedziano od lat. – Jeśli nie poinformowała o swoim związku z politykiem swoich zwierzchników, słusznie została zawieszona. Powinno być tak, że przyszła do nich, powiedziała i została przesunięta do innych odpowiedzialnych działań. Konflikt interesów to konflikt interesów, trudno – mówi Ewa Siedlecka dziennikarka „Polityki”.

Nie wszyscy są tak pryncypialni. Burzyńskiej broni Jacek Żakowski publicysta „Polityki”. Na chwilę przed rozstrzygnięciem sprawy mówi: – Agnieszka Burzyńska jest bardzo zdolną dziennikarką. Byłoby szkoda, gdyby miał ją zastąpić ktoś mniej zdolny. W takich sytuacjach wystarczająca jest transparentność. Tak, żeby nie było tajemnicą dla odbiorcy, że dziennikarka związana jest z politykiem. Wystarczyłoby oświadczenie, komunikacja jest najważniejsza – uważa Żakowski. Jest też przekonany, że nawet jeśli Burzyńska nie powiedziała swoim pracodawcom, że jest w związku z politykiem, wystarczyłaby kara korporacyjna. Zwolnienie z pracy to przesada. Dobrzy dziennikarze nie rodzą się na kamieniu – mówi.

Jak jednak taka transparentność miałaby wyglądać? Czy wystarczy ogłosić, z kim w związku jest jakiś dziennikarz czy dziennikarka? Czy należałoby oznaczać takim przypisem każdy materiał dziennikarski? Bo niby skąd każdy odbiorca miałby o tym wiedzieć?

Jerzy Jurecki, dziennikarz i wydawca „Tygodnika Podhalańskiego”, jest przekonany, że transparentność nie wystarcza. – Chodzi o odbiór społeczny. Dziennikarz związany z politykiem nigdy już nie będzie wiarygodny dla opinii publicznej, zawsze będzie kojarzyć się z osobą o konkretnych poglądach. Taki dziennikarz musi dokonać wyboru: rozstać się z zawodem lub z bliską osobą. To są standardy, których musimy się trzymać – mówi Jurecki.

BLISKOŚĆ ZABURZA OCENĘ

Ale nawet Żakowski zwraca uwagę, że bliskość dziennikarza i osoby, która pozostaje w kręgu jego osobistych zainteresowań, może być niebezpieczna. – Ja sam staram się trzymać dystans w stosunku do moich rozmówców. Nie zapraszam ich nigdy na prywatne spotkania, bo boję się, że zażyłość z nimi mogłaby zaburzyć moją ocenę. Nie mam jednak nic przeciwko temu, że inni skracają dystans, bo potrafią to udźwignąć i nie ma to wpływu na ich pracę.

Żakowski zwraca uwagę, że konflikt interesów nie dotyczy tylko dziennikarzy politycznych i polityków. – Czy krytyk literacki nie może przyjaźnić się z poetą? Tego się przecież nie ujawnia. Wystarczy, że kogoś się tylko lubi, a już to ma odbicie w wypowiedziach publicznych.

Ewa Siedlecka zauważa: – Im dłużej dziennikarz zajmuje się jakąś dziedziną, tym bardziej musi dbać o swoje źródła. Wymaga to stałego kontaktu i zwykle przechodzi się na ty. Tworzą się związki, w których siłą rzeczy gra jakąś rolę większa czy mniejsza sympatia. W „Gazecie Wyborczej”, w której kiedyś pracowałam, problem związków uczuciowych rozwiązywało się tak, że dziennikarz związany z jakąś prominentną osobą nie zajmował się działką, w której działała ta osoba. I tak na przykład Dominika Wielowieyska, dziennikarka „Gazety Wyborczej”, nie zajmowała się Senatem, w czasach kiedy zasiadał w nim jej ojciec Andrzej Wielowieyski.

Ale Dominika Wielowieyska nie chce być surowa. – Dla mnie najważniejszy jest materiał, który dziennikarz wyprodukował. Jeśli wyprodukował laurkę dla kogoś, kto jest mu bliski, to byłabym wobec takiego dziennikarza krytyczna, jeśli zachował obiektywizm i rzetelność, to nie chciałabym tego piętnować. Na pewno jednak taka osoba powinna powiedzieć o swoim związku przełożonym i wspólnie z nimi zastanowić się, co z tym konfliktem interesów zrobić – mówi Wielowieyska.

PIERŚCIONEK OD TIFFANY’EGO

O tym, że dla Burzyńskiej nie ma powrotu do Onetu, wiadomo było od początku. – Sytuacja jest tak napięta, że nie wyobrażamy sobie, żeby Stan i Burza mogli ze sobą kiedyś współpracować – mówią ich koledzy z Onetu. Do Andrzeja Stankiewicza mimo wielokrotnych prób nie udało mi się dodzwonić.

Całej sprawie pikanterii nadaje pewien fakt z życia Bartosza Węglarczyka, który był blisko związany z dziennikarką i kandydatką na prezydenta z ramienia lewicy Magdaleną Ogórek. Ich romans miała trwać w najlepsze, kiedy Ogórek wystartowała w kampanii prezydenckiej na początku 2015 roku. Węglarczyk był wtedy zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” i współprowadzącym weekendowy program „Dzień dobry TVN”. Oboje stali się gorącym tematem plotkarskich portali, które chętnie zamieszczały zdjęcia pary w czułych objęciach.

Choć o ich związku huczało, oprócz tabloidów nikt się nim nie zajmował. Nikt oficjalnie nie pisał, że odpowiadający m.in. za politykę w „Rzeczpospolitej” Bartosz Węglarczyk może być w sytuacji konfliktu interesów. 20 maja 2015 roku, tuż po przegranych przez siebie wyborach prezydenckich, w „Dzień dobry TVN” pojawiła się Magdalena Ogórek. Anna Kalczyńska i Robert Kantereit przeprowadzili z nią wywiad. Kantereit pytał ją nawet o plany na przyszłość i o to, czy wyobraża sobie powrót do dziennikarstwa. Nie odpowiedziała. Dziś jest dziennikarką TVP, a jej poglądy podryfowały ostro na prawo. W tamtym czasie Węglarczyk był nadal współprowadzącym „Dzień dobry TVN” (i wiceszefem „Rzeczpospolitej”). Nikomu jednak nie przyszło do głowy, że wywiad z Ogórek nie powinien mieć miejsca.

Jeszcze pod koniec 2015 roku Węglarczyk zamieścił w internecie zdjęcie pierścionka zaręczynowego Tiffany’ego z podpisem „Mój plan na przyszły rok. Skoro piszę o nim w wigilię, to znaczy, że się powiedzie. Trzymajcie kciuki”. Zdjęcie po jakimś czasie zniknęło z sieci.

Pytam Bartosza Węglarczyka, czy gdyby okazało się, że  kontakt z politykiem nie miał wpływu  na pracę Agnieszki Burzyńskiej, to uznałby, że można dziennikarkę przywrócić do pracy? Czy sądzi też, że sama możliwość wpływu polityka na przekaz dziennikarza jest naganna? Pytam go też o jego związek z Magdaleną Ogórek, która w czasie trwania ich relacji zaczęła prowadzić kampanię wyborczą na prezydenta RP.

„Czy jako dziennikarz polityczny nie sądzi pan, że powinien wtedy zmienić zainteresowania zawodowe? Czy teraz, jako jedna z osób, która zawiesiła panią Burzyńską, nie czuje się pan niezręcznie?”.

Dostaję odpowiedź: „Nie rozmawiam z dziennikarzami tabloidów”. Tyle że to nieprawda, bo przecież zawieszając Burzyńską, musiał rozmawiać z Katarzyną Kozłowską, szefową „Faktu”.

WALKA KARNAWAŁU Z POSTEM

Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, który był zwierzchnikiem Węglarczyka w tej redakcji w 2015 roku, mówi: – Agnieszkę Burzyńską cenię jako dziennikarkę i cieszyłbym się, gdyby wróciła do swoich dziennikarskich zajęć. Co do Bartka Węglarczyka – nigdy nie zauważyłem z jego strony działań, które stawiałyby go w złym świetle. Nie zauważyłem też, żeby nadużył swojego stanowiska. Gdyby była kolizja ról, zareagowałbym – informuje Chrabota.

W październiku 2015 roku, już po wyborach prezydenckich, „Rzeczpospolita” zamieściła tekst śledczy byłej kandydatki na prezydenta. Materiał dotyczył skradzionego podczas II wojny światowej z Polski obrazu Pietera Bruegla „Walka karnawału z postem”.

„Presserwis” zapytał wtedy Bartosza Węglarczyka, wicenaczelnego „Rz”, o powód publikacji. „Magdalena Ogórek nie dołączyła na stałe do redakcji »Rzeczpospolitej«. Wydrukowaliśmy ten tekst, bo jest świetny. W najbliższym czasie nie mamy zaplanowanej publikacji kolejnych artykułów pani Ogórek. Nie przeszkadza mi, że Ogórek jeszcze niedawno zajmowała się działalnością polityczną. Jeśli inni kandydaci na prezydenta napiszą równie dobre teksty, to »Rzeczpospolita« z chęcią je wydrukuje” – mówił wtedy Węglarczyk.

Komentarz pt. „Austriacy, oddajcie zagrabione dzieła sztuki” poświęcił tekstowi redaktor naczelny „Rz” Bogusław Chrabota. Ukazał się też komentarz wideo Magdaleny Ogórek w serwisie Tv.rp.pl. 

Jak poinformował „Presserwis”, Węglarczyk chwalił się też na Twitterze, że brytyjski dziennik „The Financial Times” wspomniał o artykule „Rz” na jedynce wydania przeznaczonego na rynek europejski. 

CZAS WZMOŻENIA

Kolizji między bliską relacją polityczki i dziennikarza nie dostrzegał też Bogdan Czaja, wówczas zastępca dyrektora programowego TVN Edwarda Miszczaka, dziś group vice president programming & operations tej stacji. – Z ręką na sercu nie pamiętam tej sprawy. Nie byłem zresztą opiekunem „Dzień dobry TVN”. Oficjalnie związek Węglarczyka i Ogórek nie stawał nigdy jako temat w naszych rozmowach – przyznaje Czaja.

Co zaszło między 2015 a 2020 rokiem, że konflikt interesów dziennikarza w relacji z politykiem z nieistotnego stał się istotny?

– Problemem był przypadek Tomasza Lisa, który musiał się rozstać z Ringier Axel Springer Polska. Mówi się o tym, choć twardych danych nie ma, że był winny mobbingu i molestowania. Od tej pory Springer jest bardzo wyczulony na takie kwestie – twierdzi dziennikarz Onetu, który chce zachować anonimowość.

Dominika Wielowieyska przyznaje, że przez ostatnie lata wiele się w dziennikarstwie zmieniło. – Reguły są dużo surowsze, choć charakterystyczne, że ich konsekwencje ponoszą tylko demokratyczne media i dziennikarze. Niedemokratycznych to nie dotyka. Nadal można kraść, wyłudzać zasiłki chorobowe i dopuszczać się innych nadużyć bez przykrych dla siebie następstw – mówi Wielowieyska.

Jacek Żakowski: – Jesteśmy w Polsce w okresie wzmożenia moralnego, które narzuca twardy styl i wyższe standardy etyczne. Tak wrażliwość jest potrzebna, ale powinna prowadzić do generowania procedur. Powinny wejść w życie sztywne ramy transparentności, a nie tylko restrykcyjność – mówi.

Ewa Siedlecka: – To, że Węglarczyk podpisał zwolnienie Agnieszki Burzyńskiej z Onetu, choć sam był przed laty w tej samej sytuacji, jest żenujące.

Siedlecka zwraca uwagę na ważny aspekt sprawy Burzyńskiej. – Mężczyźnie, który związał się z atrakcyjną kobietą, gdy ona kandydowała na państwowy urząd, wybacza się słabość. Kobiecie – nigdy. Kobiety nie mają taryfy ulgowej.

Justyna Suchecka, dziennikarka z portalu Tvn24.pl, jest podobnego zdania: – Ta sprawa dowodzi podwójnej moralności, która nigdy nie dotyka mężczyzn. Nie wiem, czy na miejscu Bartosza Węglarczyka miałabym odwagę, żeby podjąć decyzję o odsunięciu Burzyńskiej. Choć nie uważam, że dziennikarz, który zakocha się w polityku, musi rozstać się z zawodem, to jednak jego obowiązki nie powinny dotyczyć sfery działań polityka. Najgorsze, że dziennikarze wypowiadają się w tej sprawie arbitralnie, a wcześniej – choć o niej wiedzieli – nawet nie zająknęli się o problemie publicznie.

Małgorzata Wyszyńska

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.