Wydanie: PRESS 05-06/2018
Nie będę rozdawał dziennikarstwa za darmo
Andrzej Andrysiak
Z wydawcą „Gazety Radomszczańskiej” Andrzejem Andrysiakiem rozmawia Grzegorz Kopacz
Odbierając nagrodę dla Gazety Roku w konkursie SGL Local Press, zaznaczył Pan, że w „Gazecie Radomszczańskiej” postawił na tygodnik ambitny. Nie wypadki i rozboje, ale poważne tematy polityczne lub społeczne, pogłębione dziennikarstwo – reportaże i wywiady na dwie kolumny. Patrząc na to miasto – minigaleria handlowa, muzeum regionalne, dom kultury, biblioteka, kilka kościołów i skwer w centrum, wydaje się, że to zadanie zbyt ambitne.
Ale dlaczego? Formatując tygodnik, uznaliśmy z zespołem, że nie będziemy robić go dla ludzi, którzy nie czytają. Robimy go dla tych, którzy sięgają po „Sieci”, „Newsweeka”, „Gazetę Polską”, „Politykę”, czyli dla tych z nawykiem czytania, a nie tych, którzy siedzą wyłącznie w internecie. Mam świadomość, że nie sprzedam tu 10 tysięcy egzemplarzy, tym bardziej że nie robimy tabloidu.
Rezygnując z bycia redaktorem naczelnym z Warszawy, nie mógł Pan wybrać sobie Sopotu czy Sandomierza?
To był przypadek. Zgłosił się do mnie Jacek Łęski, którego ojciec, również Jacek Łęski, wydawał od lat gazetę w Radomsku. Poprosił, abym mu pomógł, bo z „Gazetą Radomszczańską” działo się źle. Wpadłem raz, potem drugi, piąty i dziesiąty. W końcu się pojawiła propozycja, abym gazetę przejął.
To bardziej Łęski chciał sprzedać czy Pan kupić?
Właścicielem 90 procent udziałów jest moja żona. Ja odpowiadam za redakcję, ona za reklamy i sprawy finansowe. Chcieliśmy zachować pewną ciągłość, więc poprzedni właściciele Jacek i Mira Łęscy zachowali 10 procent.
Dlatego Łęski senior ma nadal w gazecie stały felieton?
Dlatego, że ma swoich czytelników. Z żoną są też wymienieni w stopce.
Grzegorz Kopacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter