Wydanie: PRESS 03-04/2024
Wart pac pałaca
Piotrowi Pacewiczowi w tworzeniu lewicowego serwisu OKO.press ciąży trochę osobisty majątek i stare przyzwyczajnia. Ale pomaga fakt, że jest powszechnie lubiany i ceniony
Nie robi ceregieli z umawianiem się na mieście, tylko zaprasza do swojego domu. Od razu proponuje przejście na ty. Nie przynudza. Opowiada o tym, jakim zainteresowaniem cieszył się wśród kobiet, gdy musiał sam wychowywać najstarszego syna Jasia. – Byłem wtedy samotnym rodzicem i podziemnym dziennikarzem. Między nami mówiąc, to jest przepis na popularność wśród kobiet. Wtedy nie liczy się nawet brak urody – uśmiecha się znacząco, bo wie, że uderzył w humor w rodzaju „między nami dziadersami”.
Jest sympatyczny, nawet serdeczny i nie wygląda na swoje 71 lat. Szczupły, pełen energii – widać efekty aktywnego i zdrowego trybu życia, który promował na łamach „Gazety Wyborczej”, gdzie przez wiele lat był zastępcą redaktora naczelnego.
– Piotr ma rzadką cechę wśród ludzi, a już zwłaszcza tych w pewnym wieku: potrafi obserwować zmieniającą się rzeczywistość. Na podstawie tych obserwacji uczy się i wyciąga wnioski, a nawet zmienia poglądy – zauważa Adam Leszczyński, były dziennikarz „GW”, obecnie autor OKO.press, a także profesor Uniwersytetu SWPS.
Dzwonię do osób młodszych o około 20 lat niż prawie 50-letni Leszczyński, bo zaczynam podejrzewać, że sympatia do niego to sprawa pokoleniowa. – W kontaktach z Piotrem pomimo różnicy wieku i stanowiska nigdy nie odczuwałem, że rozmawiam z jakimś wielkim redaktorem naczelnym. Skraca dystans i sam jest niezmordowanym pracownikiem. W OKO.press chyba to on harował najciężej, przynajmniej na początku. Redaguje teksty, ale przez długi czas był też najbardziej wydajnym dziennikarzem i pisał najwięcej – podziwia swojego byłego szefa Sebastian Klauziński, do 2023 roku dziennikarz śledczy OKO.press, obecnie w TVN24.pl. Inni dodają jeszcze, że cenią go za to, że z OKO.press nie pobiera wynagrodzenia.
Jego była szefowa z „Tygodnika Mazowsze” i „Gazety Wyborczej” Helena Łuczywo zastrzega, że nie chce, by jej wypowiedzi pojawiły się w tekście, jeżeli będzie w nim coś krytycznego o Piotrze. Po chwili stwierdza, że niemożliwe, żeby taki tekst powstał.
Tydzień po naszym miłym spotkaniu dzwonię do Piotra, bo chcę jeszcze zweryfikować kilka informacji. Słyszałem od dziennikarzy, że sam ich uczy, iż teksty, które piszą, powinny mieć wymiar ludzki, bez zbędnych tabu. Pacewicz spokojnie odpowiada na pytania m.in. o posiadane nieruchomości i pewien romans, który mógł mieć znaczenie dla jego życia zawodowego.
Jednak następnego dnia nagle do mnie dzwoni. Już nie ma spokojnego tonu. Wypala, że to, co robię, to uprawianie tandetnego dziennikarstwa, w stylu „Super Expressu”. I pyta, jakie znaczenie dla tekstu ma jego mieszkanie w Nowym Jorku albo dlaczego pytam go o Helenę Łuczywo. To były inne czasy, ukrywali się razem.
Przypomina, żebym podesłał autoryzację, choć już się na to wcześniej umówiliśmy.
Jeszcze większe zdziwienie ogarnia mnie, gdy zabiera się do autoryzowania swoich wypowiedzi. Dzwoni późnym wieczorem, wypytuje, co i jak opisałem w tekście. Potem jeszcze w mailu pisze do mnie „słuchaj” i wielkimi literami zastrzega, że nie zgadza się na publikowanie jego komentarza na temat mojej pracy – o tym „Super Expressie” – bo tego nie było w „wywiadzie”, jak nazywa naszą rozmowę u niego w domu. Dodaje, że musiałby poznać kontekst, w jaki sposób go „wrabiam”.
Okazuje się, że Piotr nie zawsze jest tylko miły i sympatyczny.
Mariusz Kowalczyk
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter