Wydanie: PRESS 05/2004
Plastry i bandaże
Obyś miał z „Press” do czynienia – czyli czego nam nigdy nie zapomną.
Z pamiętnika dyrektora TAI-u
8 sierpnia 1997 roku. ...Na parapecie zobaczyłem dzisiaj martwą muchę. Samo południe na placu Powstańców. Mucha padła w locie z upału. Pełnia lata. Właśnie dzwonili z jezior, jak pięknie dmucha. Tam dmucha, a tu na biurku wywiad dla miesięcznika „Press” pt. „Ślepa telewizja”. Wywiad do autoryzacji, bo nie dam sobie wyrwać przednich zębów jakimś gadaniem. Źle poszło od samego początku. Kto napuszcza redakcję? Skąd się wzięło to upiorne towarzystwo? Nikogo tam nie znam. Pewnie padną za kilka miesięcy. Mój plan był taki: dać odpór atakom na telewizję – ale po pierwszym pytaniu wiedziałem, że to pułapka. Jakaś napalona dziennikarka w pytaniach zawierała odpowiedzi. Odpowiedzi nie do przyjęcia. W wywiadach czyta się pytania, odpowiedzi rzadko. Jakość wywiadu to jakość pytań. Doszło do awantury i rzuciłem słuchawkę, ale zaraz mi przeszło i nawiązaliśmy kontakt. Wywiad żywcem spisany leży teraz przede mną i pomimo upału mam świadomość, że wychodzę na wała. TAI rozjechany! Na każdego coś mają! Nie tylko na mnie. Na Pieńkowską, na Bukowską, na reporterów. Na wszystkich. Nie, nie będę martwą muchą. Włączam klimatyzację i zmuszam się do nadludzkiego wysiłku. Najważniejsza sprawa – kiedy oni zamykają numer? Kilka telefonów i już wiem. A teraz autoryzacja, ha, ha, ha. To za mną stoi prawo prasowe. Przyznam, że w tym punkcie całkowicie absurdalne. Autoryzować należy powoli, z rozmysłem, z pełną odpowiedzialnością przed czytelnikiem. Już dzwonią z Poznania. A ja spokojnie swoje odpowiedzi pięknie pudruję, maluję, rozkładam akcenty, dodaję, dopisuję, zmieniam, wymyślam. Trwa to całe wieki. Po rozpaczliwym telefonie z redakcji pcham faksem wywiad i czekam na telefon. Jest. Naczelny miesięcznika „Press” mówi z bolesnym wyrzutem, że niestety wywiad jest już w druku, bo nie mieli wyjścia, kolumny czekały. Mówi to z tak przejmującym wyrzutem, że czuję ten sam ból i ten sam wstręt do autoryzacji. Dla spokoju sumienia zdmuchuję martwą muchę z parapetu... (Całość pamiętnika o objętości 1856 stron ukaże się 25 lat po śmierci Autora).
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter