Wydanie: PRESS 05-06/2019
Dziennikarze w mundurach
Jak grzyby po deszczu powstają w Niemczech fanpage’e policji. Funkcjonariusze używają zdumiewającego języka i denerwują media.
Zaczęło się jakieś trzy–cztery lata temu. Gdy w lipcu 2016 roku 18-latek zastrzelił w centrum handlowym w Monachium dziewięć osób i zranił 27, monachijska policja na niespotykaną wcześniej skalę wykorzystała media społecznościowe. Przez 15 godzin policjanci informowali na Facebooku i Twitterze o aktualnych wydarzeniach dotyczących strzelaniny. Na jej koncie pojawiło się ponad 80 tweetów w czterech językach: niemieckim, angielskim, tureckim i francuskim.
Rzeczowo i z konkretnymi wskazówkami funkcjonariusze informowali o prowadzonej akcji. „Na razie nie wiemy, gdzie znajdują się sprawcy. Uważajcie na siebie i unikajcie miejsc publicznych” – to jeden z pierwszych tweetów policji. Zaapelowała do internautów, by nie rozpowszechniali w sieci na własną rękę materiałów z policyjnej akcji; powiadomiła o uruchomionej stronie, na której świadkowie tragedii mogli umieszczać zdjęcia, filmy i nagrania. Jednocześnie policja dementowała wiele fałszywych informacji, np. o kolejnych strzelaninach.
Za tę aktywność w społecznościach policja w Monachium i jej rzecznik prasowy Marcus da Gloria Martins zebrali pochwały. Podkreślano „skuteczność polityki informacyjnej”, „sprawność” i „profesjonalizm” policji. Wielbiciele Martinsa utworzyli nawet na Facebooku stronę fanów, a kanclerz Angela Merkel chwaliła policjantów za to, że „udowodnili, iż naprawdę są pomocnikami i obrońcami obywateli”.
Mimo wszelkich starań w przekazie pojawiły się jednak i błędy. Do takich należała informacja o zbiegłych trzech potencjalnych „sprawcach z karabinami”. Jak się później okazało, chodziło o paniczną reakcję dwóch klientów przerażonych strzelaniną.
Katarzyna Domagała-Pereira
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter