Wydanie: PRESS 11-12/2023
Oni tak szybko odchodzą
Śmierć i choroby koszą po równo, niezależnie od zawodu i statusu społecznego. Ale u dziennikarzy jest większe prawdopodobieństwo zgonu w młodym wieku
W czerwcu tego roku media, nie tylko polskie, obiegła wiadomość o śmierci Pawła Kotwicy – dziennikarza sportowego, specjalisty od piłki ręcznej. Śmierć głośna, bo doszło do niej w czasie finału Ligi Mistrzów. Na boisku Barlinek Industria Kielce walczył z SC Magdeburg o mistrzostwo, a na trybunach ratownicy walczyli o przywrócenie akcji serca dziennikarza. Nie udało się. Na boisku również.
Paweł Kotwica miał 51 lat, czyli jak na współczesne standardy był w kwiecie wieku. Stanisław Wróbel, jego redaktor naczelny w kieleckim „Echu Dnia”, a wcześniej szef działu sportu, przyznaje, że Kotwicę pokonał dziennikarski tryb życia. – Brak ruchu, stres, tusza – wszystko się na to złożyło – wyjaśnia. I dodaje, że Kotwica, z którym prywatnie dzielił pasję do piłki ręcznej, już wcześniej miał problemy ze zdrowiem.
NAJTRUDNIEJ WPISAĆ WIEK
Każdego żal. Jednak kiedy czytamy tekst zaczynający się od słów „Nie żyje...”, jakoś łatwiej przyjmujemy, gdy zmarły przekroczył 80 lat. Im niższa cyfra z przodu, tym trudniej wpisać wiek. Trauma zaczyna się, kiedy trzeba poinformować o śmierci 30- czy 40-latka. A takich jest coraz więcej.
Łukasz Owsiany, dziennikarz TVP3 Wrocław, miał 31 lat. Zmarł 17 października ub.r. po wielomiesięcznej śpiączce. Zaczęło się w czasie lipcowego urlopu nad Bałtykiem. Owsiany zaczął skarżyć się na silny ból głowy, a potem stracił przytomność. Lekarze stwierdzili udar. Choć utrzymano go przy życiu, zapadł w śpiączkę, z której już się nie obudził.
Ryszard Parka
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter