Wydanie: PRESS 03-04/2021
Telewizja incognito
Holenderska telewizja publiczna ze strachu przed agresorami usunęła logo ze swoich wozów transmisyjnych. Czy słusznie?
Pokazywanie środkowego palca, kanonady wyzwisk, samochody, które na autostradzie nagle hamują przed naszymi wozami transmisyjnymi. Początkowo traktowaliśmy to jako incydenty, ale teraz nabrało to charakteru strukturalnego. Przekroczono pewną granicę” – powiedział w programie telewizyjnym „EenVandaag” Marcel Gelauff, dyrektor Nederlandse Omroep Stichting, pionu informacyjnego holenderskiej telewizji publicznej NPO, tłumaczący decyzję o usunięciu z wozów logo jego stacji.
Według wielu komentatorów ta decyzja wiele mówi o klimacie społecznym, w jakim obecnie muszą pracować dziennikarze. I nie dotyczy to tylko Holandii.
ODWAŻNA WOLNOŚĆ SŁOWA
6 maja 2002 roku, na kilka dni przed wyborami do izby niższej holenderskiego parlamentu, Pim Fortuyn, lider populistycznej, krytykującej islam partii LPF szybującej wówczas w sondażach, udzielił wywiadu stacji Radio 3FM. Po wyjściu ze studia w Media Park w Hilversum do polityka podbiegł 32-letni mężczyzna. Wyciągnął pistolet, oddał kilka strzałów, Fortuyn zginął na miejscu. 2 listopada 2004 roku Theo van Gogh, kontrowersyjny reżyser i felietonista, jechał rowerem we wschodniej części Amsterdamu. 26-letni mężczyzna, również jadący rowerem, ostrzelał go, a następnie wbił w jego ciało dwa noże. Także van Gogh zginął na miejscu.
Oba te morderstwa sprzed kilkunastu lat wstrząsnęły Holandią. Nienawiść nie przyszła z jednej strony: lidera LPF zabił radykalny działacz ruchu ekologicznego, van Gogha – muzułmanin ekstremista. Obie te sprawy nie dotyczyły bezpośrednio dziennikarzy. Fortuyn był charyzmatycznym politykiem, van Gogh filmowcem i publicystycznym enfant terrible.
Łukasz Koterba
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter