Wydanie: PRESS 07-08/2019
Mój naiwny bunt
Z Szymonem Jadczakiem rozmawia Mariusz Kowalczyk
Po Twoim filmie o kibolach Wisły Kraków „Piłka nożna i gangsterzy” w „Superwizjerze” TVN 24 policja zatrzymała Pawła M., „Miśka”, przywódcę bandziorów, który trząsł klubem. Potem do aresztu szli następni bohaterowie programu.
Okazało się, że wystarczy 10 dni, żeby znaleźć faceta, który ukrywał się od czterech miesięcy. A potem lawina ruszyła, Wisła się posypała. Pewnie byłoby inaczej, gdyby w klubie były pieniądze. Ale po moim materiale przez trzy miesiące nie sprzedali ani jednego karnetu, nie znalazł się żaden sponsor. W kasie było pusto. Klub nie mógł funkcjonować z powodów finansowych. Kolejne wydarzenia były tego pochodną.
Stefan Szczepłek, legenda dziennikarstwa sportowego, napisał, że na gali Ekstraklasy powinieneś dostać nagrodę specjalną, bo każdy, kto pisze o piłkarskich chuliganach, „musi się liczyć z ich reakcją w formie pogróżek lub fizycznych aktów agresji”. Atakowali Cię?
Może to się zmieni, jak o tym powiem, ale momentami częściej się śmiałem, niż bałem. Z jednej strony ci kibole chcą być postrzegani jako najgroźniejsi gangsterzy, ale często przypominają gang Olsena. Gdy na meczu z Legią chcieli mnie obrazić transparentami, nie umieli ich nawet w całości rozwinąć. Gdy pojawiałem się w klubie, uciekali jak szczury. Nie dostałem ani jednej groźby, nie było żadnej dziwnej sytuacji. W marcu podczas derbów w Krakowie chodziłem wokół stadionu i tylko usłyszałem za plecami: „O, Jadczak”.
Policja nie chciała dmuchać na zimne i Cię chronić?
Zachowali się bardzo profesjonalnie. Wkrótce po emisji filmu przyjechali do mnie i zaproponowali ochronę. Przeszkolili mnie też z procedur bezpieczeństwa.
Mariusz Kowalczyk
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter