Wydanie: PRESS 07-08/2015
Cicha charyzma
Po latach Janusz Daszczyński dostał szansę zmieniania telewizji publicznej.
Janusz Daszczyński wstał z krzesła, podniósł je i cisnął o podłogę z taką siłą, że wkoło wystrzeliły drzazgi, a z krzesła została kupka drewna.
Był luty 1996 roku. Ówczesny prezes Telewizji Polskiej Wiesław Walendziak przerwał właśnie posiedzenie zarządu, by nie dopuścić do zmiany dyrektora TVP 1. – Janusz uważał, że źle robię, upierając się przy kwestii personalnej, zamiast chronić to wszystko, co nam się udało w telewizji osiągnąć. Więc rzucił tym krzesłem – opowiada Walendziak.
Odkąd władzę w kraju przejęła koalicja SLD i PSL, zarząd telewizji publicznej, pochodzący z poprzedniego rozdania politycznego, był pod ostrzałem. – Biegali za nami oficerowie UOP, mieliśmy na głowie kontrolę NIK i permanentną kontrolę skarbową. Sprawdzano nawet klejenie wykładzin w nowej siedzibie biura reklamy – opowiada Walendziak. Lewicę szczególnie drażnili pampersi, czyli prawicowi dziennikarze, którzy zainstalowali się u Macieja Pawlickiego w Jedynce. – Pawlicki był dla ówczesnego układu rządzącego płachtą na byka – przyznaje Walendziak. Lewica chciała głowy dyrektora Jedynki.
Walendziak bronił go jak niepodległości. Gdy na posiedzeniu stanęła sprawa wygasającego wkrótce kontraktu Pawlickiego, w pięcioosobowym zarządzie za przedłużeniem byli: prezes i Adam Brodziak, a przeciw: kojarzeni z SLD Bronisław Borkowski i Stanisław Nowak. Dwa do dwóch. Szalę przeważał głos Daszczyńskiego, zazwyczaj sprzyjającego Walendziakowi. Kiedy okazało się, że tym razem jest inaczej, prezes przerwał posiedzenie, nie pozwalając wybrać nowego szefa TVP 1.
– Znaliśmy się dobrze jeszcze z Gdańska. Janusz wspierał mnie przez dwa lata, ale w końcu uznał, że lepiej pójść na kompromis, trochę ustąpić i nadal prowadzić telewizję według naszej wizji, niż dążyć ku, jak uważał, samozagładzie. Powiedział mi szczerze, że jego zdaniem obrona Pawlickiego więcej kosztuje, niż daje. Był pragmatykiem – wspomina Walendziak.
Po wznowieniu posiedzenia Janusz Daszczyński na miejsce Pawlickiego zaproponował Tomasza Siemoniaka, 29-latka, który pracował w telewizji od 1994 roku. Zaczynał jako asystent Daszczyńskiego, a potem został dyrektorem biura oddziałów terenowych – które stworzył i za które odpowiadał w zarządzie Daszczyński. Kandydatura Siemoniaka przeszła tymi samymi głosami, które odwołały Pawlickiego.
Tomasz Siemoniak kierował Jedynką tylko kilka miesięcy. Wkrótce zmienił się bowiem prezes i dwóch członków zarządu TVP. W końcu sierpnia 1996 roku nowy prezes, związany z PSL Ryszard Miazek, wraz z kojarzonymi z SLD członkami zarządu odwołali Siemoniaka. Przeciw był m.in. Janusz Daszczyński. Jak pisała „Gazeta Wyborcza”, zgłosił on votum separatum wobec tej decyzji.
Dziś Tomasz Siemoniak jest wicepremierem i ministrem obrony narodowej w rządzie Ewy Kopacz. A Daszczyńskiego rada nadzorcza wybrała na prezesa TVP.
Elżbieta Rutkowska
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter