Wydanie: PRESS 06/2003
Krok dalej
Rozmowa z Tomem Burgessem, założycielem i dyrektorem generalnym Eurocom PR Network, sieci 37 firm PR na całym świecie.
Założył Pan Eurocom, bo zależało Panu tylko na klientach globalnych z określonej branży czy po prostu czas małych agencji PR obsługujących międzynarodowe firmy minął?
Klienci chcą pracować z coraz większymi, globalnymi firmami. Znany brand daje im poczucie bezpieczeństwa i gwarancję, że mogą liczyć na pomoc na całym świecie. Mamy po jednej agencji PR w 37 krajach. Tworząc sieć agencji PR pod wspólną marką, łatwiej konkurować z dużymi firmami.
Z kim się Pan ściga?
Możemy być postrzegani jako konkurencja dla międzynarodowych agencji PR, takich jak Burson-Marsteller Public Relations / Public Affairs, Hill & Knowlton, Fleishman-Hillard International Communications czy Weber Shandwick Worldwide. Choć oni pewnie nas za konkurentów nie uważają, bo prowadzą działalność na większą skalę. My jednak jesteśmy bardziej elastyczni i na pewno tańsi. Poza tym inne sieci PR często składają się w większości z firm działających np. w USA.
Nie lepiej było, zamiast tworzyć sieć firm PR, założyć dużą agencję z oddziałami? Byłoby łatwiej zarządzać.
Przeciwnie, właśnie wtedy pojawiają się problemy z zarządzaniem. Gdybym był właścicielem agencji w Polsce, musiałbym się wciąż interesować, co tu się dzieje. Dzięki temu, że nasze agencje działają w sieci, nie interesuje mnie, jak na co dzień pracują - ile kosztował komputer i czy działa kopiarka.
Jakie kryteria decydują o wyborze agencji do sieci?
Przede wszystkim doświadczenie na rynku technologii, bo to główna branża, którą się zajmujemy. Wymagamy też rekomendacji agencji partnerskiej. Oczywiście sprawdzamy je, zasięgając opinii klientów.
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter