Wydanie: PRESS 06/2003
Pomogliśmy?
W kwestii przystąpienia do Unii Europejskiej polskie media przyjęły rolę herolda politycznej poprawności - zamiast roli adwokata diabła.
Już raz polskie media ogarnęło podobne szaleństwo. Po grudniowym szczycie w Kopenhadze wspólnym chórem wyśpiewały wielki sukces rządu w negocjacjach, a gdy się okazało, że część zapowiedzi była na wyrost, prostowano to na dalszych stronach gazet.
Zaangażowanie mediów w nakłanianie do głosowania na "tak" w referendum wielu nazywa wprost propagandą. Podobnie zresztą, jak akcje mediów sceptycznych wobec Unii. Te były jednak w mniejszości. - Było widać, że 90 procent dziennikarzy jest sercem po stronie euroentuzjastów. To nie jest zarzut, bo dziennikarz ma prawo do własnych poglądów. Ale podczas debat powinien przede wszystkim "szukać dziury w całym", także w poniekąd słusznej sprawie. Czasami miałem wrażenie, że więcej było agitacji niż dociskania i trudnych pytań - ocenia Bogdan Rymanowski z TVN 24. - Lepiej, gdy dziennikarz występuje w roli adwokata diabła, niż herolda politycznej poprawności - dodaje.
Pojawiają się jednak i takie głosy, że dziennikarze zrobili za mało. - W wymiarze obywatelskim jako grupa zawodowa chyba nie zdaliśmy egzaminu. Zabrakło mi działań w sferze promocji integracji, jako środowisko powinniśmy zabrać głos, wzywając do poparcia integracji - uważa Andrzej Jonas, redaktor naczelny "The Warsaw Voice".
Paweł Siennicki
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter