Wydanie: PRESS 7-8/2025
Obiektywy na uwięzi

Przez lata pozostawał martwy, ale po marcowym rozporządzeniu znów obowiązuje. Zakaz fotografowania obiektów strategicznych w praktyce uderza teraz głównie w media i fotoreporterów. Dziennikarze walczą z absurdami ograniczeń, a rząd szuka sposobu, jak to poprawić
Dwa miesiące po wejściu w życie rozporządzenia MON o zakazie fotografowania obiektów strategicznych trzy ekipy telewizyjne rozstawiły się niedaleko bramy wjazdowej do części wojskowej warszawskiego lotniska na Okęciu. Operatorzy chcieli pokazać, jak mężczyzna podejrzany o spowodowanie tragicznego wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina, powraca pod obstawą do Polski. – Czekaliśmy na moment, gdy konwój z ekstradowanym ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Sebastianem M. wjedzie na teren jednostki. Ustawialiśmy się tam nie raz i nie było żadnych oznak, że tym razem coś pójdzie nie tak jak zwykle. Jednak po chwili zjawili się żołnierze, którzy oznajmili nam stanowczo, że „smutni panowie z policji już po nas jadą” – wspomina reporter jednej z ekip uczestniczących w incydencie. – Nie chodziło nawet o to, że nagrywaliśmy, bo czekając na wjazd skazanego, nie rejestrowaliśmy obrazu, ale o samo to, że w ogóle tam staliśmy z kamerami skierowanymi w stronę obiektu wojskowego. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, zmieniliśmy kadry, które obejmowały tylko ul. Żwirki i Wigury, ale nasi koledzy z konkurencyjnej stacji zostali bliżej – może kilkanaście metrów od bramy – i w porę nie zdążyli się cofnąć. Podjechał radiowóz, a my obserwowaliśmy z daleka, jak policjanci dość długo ich upominali. Ostatecznie nie wydarzyło się nic złego, nikt nie został zatrzymany ani nie doszło do konfiskaty sprzętu, ale wyraźnie było widać, że intencją służb jest postawienie stanowczej granicy – dodaje.
Bartłomiej Chlabicz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter
