Wydanie: PRESS 7-8/2025
Bezos się bał

Z Martym Baronem, byłym naczelnym „The Washington Post”, „The Boston Globe” i „Miami Herald” – redakcji, które pod jego kierownictwem zdobyły w sumie 18 nagród Pulitzera, rozmawia Marta Zdzieborska
Przed naszym wywiadem jeszcze raz obejrzałam „Spotlight” – film opowiadający o tym, jak Pana zespół dziennikarzy ujawnił aferę pedofilską w archidiecezji bostońskiej. Czy aktor Liev Schreiber dobrze oddał Pana postać, naczelnego dziennika „The Boston Globe”?
Moi byli współpracownicy i znajomi uważają, że tak. Choć nie zgadzam się z tym, że nie mam poczucia humoru, tak jak sugeruje rola Schreibera w filmie. Z drugiej strony, ludzie mogli mnie wziąć za poważnego, bo to był specyficzny czas w moim życiu. Śledztwo w sprawie Kościoła katolickiego, najbardziej wpływowej instytucji w Nowej Anglii, rozpoczęliśmy dokładnie pierwszego dnia mojej pracy na stanowisku naczelnego w „The Boston Globe”. Półtora miesiąca później doszło do zamachów z 11 września. To była narodowa tragedia mająca także wątek lokalny. To z Bostonu wystartowały dwa samoloty, które uderzyły w wieże World Trade Center. Naszym zadaniem było więc sprawdzenie procedur bezpieczeństwa na bostońskim lotnisku i tego, jak terrorystom udało się wejść na pokład samolotów. To był wymagający czas, więc nie sądzę, żebym wtedy tryskał humorem. Poza tym nie mogę narzekać: moją postać w filmie przedstawił ktoś, kto jest wyższy, przystojniejszy i bardziej wysportowany ode mnie. Gdy więc ktoś usłyszy moje imię i nazwisko, to skojarzy je z aktorem ze „Spotlight”.
Widzę, że ma Pan jednak poczucie humoru. Z filmu można wywnioskować, że jest Pan też stoikiem.
Myślę, że nim jestem. Jako dziennikarze zajmujący się poważnymi i trudnymi tematami musimy być empatyczni dla innych, ale jednocześnie powinniśmy kontrolować własne emocje. Tak jak lekarz, który nie może się rozkleić, bo ktoś trafił na oddział z poważnymi obrażeniami. W naszym zawodzie liczy się samodyscyplina.
Odczułam ją u Pana, gdy na Światowym Kongresie Mediów Informacyjnych w Krakowie umawialiśmy się na krótki wywiad. Sprawdził Pan wtedy na komórce, która jest godzina, i wrócił równo po dziesięciu minutach, tak jak obiecał. Ta samodyscyplina to przez lata pracy pod dużą presją?
Punktualność to jedna z pierwszych zasad, jaką powinni się kierować dziennikarze. Jeśli gdzieś się spóźnisz, to możesz stracić szansę na dobry temat. Poza tym to zwykła ludzka przyzwoitość i oznaka szacunku dla innych. Gdy się z kimś umawiam, to zawsze jestem na czas.
Marta Zdzieborska
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter
