Wydanie: PRESS 01-02/2023
Chyba ktoś się nie przelogował
To są śmieszne wpadki. Ale mogą kosztować karierę, kontrakty lub pracę
Na instagramowym profilu Tomasza Kammela, gwiazdy „Pytania na śniadanie” TVP 2, pokazała się stopa. Damska, naga, do tego w łóżku. Na zdjęciu był też kot, a u dołu podpis: „Jak widać mamy pracowity dzień. Ja zabrałam się za odpisywanie na zaległe maile, montowanie filmów, przygotowanie się do jutrzejszego wyjazdu, a Rysio przygotowuje się do popołudniowej drzemki”. Post wisiał 17 października na Instagramie około 20 sekund. Wystarczająco długo, by wywołać palpitacje serca u pokaźnej grupy z grona 257 tys. followersów. Kammel ma nową dziewczynę, którą przez przypadek czy nie, ujawnił! Szum był na tyle duży, że głos postanowił zabrać sam zainteresowany. „Przedstawiam wam moją »nową dziewczynę« @travelstory, której stopę widać na zdjęciu. Jest moją partnerką... w biznesie. Razem przygotowujemy treści na moich socjalach. Na zdjęciu widzicie post, który miał zawisnąć u niej, ale przez pomyłkę pojawił się u mnie” – tłumaczy Kammel w kolejnym wpisie.
A więc pomyłka? Autorka po prostu zapomniała przelogować się ze swojego profilu? – dopytuję go. – Na tysiąc procent! – mówi. A może jednak jakiś ukryty przekaz? Jeśli nie dziewczyna, to reklama, takie puszczenie oka. Na przykład: „przygotowujemy nowy biznes, pozostańcie z nami, wkrótce garść szczegółów”. No bo skoro partnerka w biznesie… – Nie! – zaprzecza. – Naprawdę nie stosuję takich praktyk na Instagramie. Przy nawale obowiązków, jaki mam, nie byłbym w stanie sam prowadzić swoich mediów społecznościowych. Powierzam te sprawy zaufanej osobie, a ona po prostu się pomyliła. Takie rzeczy się zdarzają – przekonuje Kammel. – Najzabawniejsze jest to, że błąd sprostowała w mgnieniu oka, a sprawa zaczęła żyć swoim życiem. Czego najlepszym dowodem jest pana telefon.
Stara prawda: w internecie nic nie ginie. Przekonał się o tym Kammel, przekonali się też inni „nieprzelogowani”. Dziennikarze i celebryci, pracownicy biur prasowych i politycy, którzy w internecie zaliczali podobne wpadki. Przez pośpiech, z lenistwa, głupoty, ale też wyrachowania. Czasem kończyło się na śmiechu, czasami jednak pojedynczy wpis wywoływał nie lada afery.
Łukasz Zalesiński
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter