Wydanie: PRESS 07-08/2020

Czyste nośniki, brudna gra

W Niemczech, gdzie tablety i smartfony podlegają opłatom reprograficznym, do twórców trafia ponad 200 mln euro, we Francji – ponad 170 mln euro, a w Polsce – zaledwie 1,66 mln euro. Lobbing producentów sprzętu zawsze wygrywa

Do podziału między wydawców siedmiu tysięcy tytułów prasowych mamy teraz 3,5 miliona złotych. Gdyby zmieniły się przepisy, miałbym tych pieniędzy cztery razy więcej – szacuje Maciej Hoffman, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy i Wydawców Repropol. Hoffman mówi o pieniądzach z opłat reprograficznych, które płacą producenci i importerzy sprzętu, który może posłużyć do kopiowania treści audio, wideo, ale też tekstów pisanych. Opłaty te nie mogą przekraczać 3 proc. ceny produktu, ale w Polsce średni ich poziom to 1,57 proc. Nazywa się je też opłatami od czystych nośników.

O tym, jakie urządzenia podlegają opłatom reprograficznym, decyduje minister kultury. Szefowie resortu kultury się zmieniają, a lista urządzeń podlegających opłacie przypomina już spis eksponatów w muzeum techniki. Figurują na niej np. kasety magnetofonowe, kasety VHS, płyty CD, nagrywarki CD, drukarki, a nawet papier do nich. Nowszą technologię reprezentują tam dyski twarde do komputerów, na których można przechowywać filmy, muzykę, książki lub artykuły z gazet i ich serwisów internetowych. Sprzętu, na jakim najczęściej kopiuje się rezultaty pracy artystów, dziennikarzy, reporterów lub pisarzy, czyli: smartfonów, tabletów, czytników e-booków, pendrive’ów, na ministerialną listę nie udaje się wciągnąć od lat. – Działa skuteczny i profesjonalnie koordynowany lobbing przeciwników tych opłat – tłumaczy Stanisław Trzciński, kulturoznawca i właściciel agencji STX Music:Solutions.

Ostatnio jednak w tych, którzy mogliby skorzystać na tych opłatach, wstąpiła znowu nadzieja. – Jesteśmy po rozmowach z ministrem Piotrem Glińskim. Obiecał, że już wkrótce kwestia ta zostanie uregulowana. Czekamy na to bardzo długo – mówi Miłosz Bembinow, wiceprezes ZAiKS.

ROZMNAŻANIE PRODUKTÓW

Pisarz Zygmunt Miłoszewski w wideo-podcaście serwisu NaTemat.pl pokazuje dwie małe czekoladki. „Żeby zjeść dwie czekoladki, muszę kupić dwie czekoladki” – stwierdza. Następnie tłumaczy, że w przypadku dzieł kultury podobna zasada nie obowiązuje, bo np. może obejrzeć film, a następnie skopiować go i dać do obejrzenia żonie lub sąsiadowi. Podobnie sprawa wygląda np. w przypadku książek lub tekstów dziennikarskich. Takie kopiowanie, o ile nie odbywa się w celach komercyjnych, jest legalne.

Mariusz Kowalczyk

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.