Wydanie: PRESS 07-08/2020
Republika literatów
Czy polityk, który nie opublikował żadnej książki, może osiągnąć sukces we Francji?
Nie wiadomo, gdyż takich praktycznie nie ma
Trudno rozstrzygnąć, czy Francuzów interesuje, co myślą ci, którzy pretendują do rządzenia, czy uważają się za naród literacki. Jak wynika z jednego z tegorocznych sondaży Ipsos, 91 proc. Francuzów przyznaje, że czyta przynajmniej jedną książkę rocznie. A z innych badań wychodzi, że Francuzi chętniej przyjęliby na kolację do domu pisarza niż ministra. Nic więc dziwnego, że politycy za wszelką cenę próbują uchodzić za literatów.
LITERACKI MAJESTAT PREZYDENTA
„Francję trzeba kochać, bo prezydentem zrobiła Victora Hugo” – czytamy w autobiograficznej „Obietnicy poranka” Romaina Gary’ego, którego w ten sposób pouczała matka. Nie jest to oczywiście prawda, ale doskonale oddaje przekonania francuskich obywateli. Od każdego pretendującego do urzędu prezydenta Francuzi oczekują, by posiadał przynajmniej odrobinę talentu literackiego. We wstępie do wydanych niedawno „Listów Napoleona” historyk Patrice Gueniffey napisał: „Od Ludwika XIV do Macrona, wszyscy nasi władcy marzyli, by być pisarzami. Bo literatura to nasz jedyny prawdziwy majestat”. Co więcej, w historii Francji prezydent przedstawiany jest często jako intelektualista, który poświęcił swój wybitny talent pisarski na rzecz wyższego dobra, czyli służby ojczyźnie.
I nawet jeśli postać Napoleona – jak twierdzi Patrice Gueniffey w wywiadzie dla „Le Figaro” – nie kojarzy się spontanicznie z pisarzem, to i on wpisuje się w długą francuską tradycję, która od czasów Ludwika XVI zapewnia literaturze większą rangę i siłę oddziaływania niż ta, którą daje władza. Bo sama władza nie wystarcza. To literatura daje nieśmiertelność i nawet największy czyn nabiera trwałej wartości dopiero, kiedy zostanie przelany na papier.
Mariusz Kowalczyk, Francja
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter