Wydanie: PRESS 03-04/2018
Glejt nieufności
NDA jest jak ubezpieczenie od nieszczęśliwego wypadku – ubezpieczamy się, mimo że większość z nas na szczęście nie musi z tego korzystać
Zachowanie poufności to w biznesie podstawa współpracy. Kto jednak zetknął się z branżą reklamową, ten rozumie, że w tym środowisku niezwykle trudno o poufność.
Nie wynika to z jej niskich standardów, ale ze specyfiki. – W branży jest na dobrą sprawę tylko pięciu dobrych storyboardzistów, którzy obsługują praktycznie cały rynek – podaje przykład Rafał Baran, prezes grupy 4Fun Media, do której należy FCB Bridge2Fun. – Przygotowując materiały przetargowe, agencje korzystają z ich usług, bo nie ma innej możliwości. Storyboardzista niezwiązany umową z żadną agencją nie musi trzymać języka za zębami. A zdarza się przecież, że jednocześnie współpracuje z agencjami pracującymi dla konkurencyjnych banków czy firm FMCG – mówi Baran.
Nie oznacza to oczywiście, że informacje o klientach, ich planach i działaniach bez ograniczeń przepływają między agencjami. Dlatego w przetargu, wstępnym do niego zaproszeniu, a ostatnio nawet jeszcze przed tym etapem agencje dostają od swoich klientów do podpisania tzw. NDA, czyli umowę o poufności (ang. non-disclosure agreement). Według jej zapisów jeśli informacja uważana przez klienta za tajną (i objętą zapisami w NDA) przekroczy mury agencji, może ją to słono kosztować.
Agata Małkowska-Szozda
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter