Wydanie: PRESS 09-10/2021
Krytyka to nie hejt
Jeden każdą krytykę traktuje jak hejt i nie zerka na komentarze pod swoimi tekstami. Drugi pokornie przyjmuje wszelkie uwagi od czytelników. Obu przydałby się terapeuta
Są dwie szkoły. Jedni twierdzą, że komentarzy internautów pod tekstami, na Facebooku czy Twitterze czytać nie należy. Bo trudno przebić się przez bagno, jakie niejednokrotnie pojawia się w sieci, a które potrafi wciągnąć nawet najbardziej doświadczonego i wytrzymałego na krytykę dziennikarza. Inni uważają, że kontakt z czytelnikiem jest niezbędny, a w strumieniu różnych treści można znaleźć i te, które są do czegoś przydatne.
Karolina Baca-Pogorzelska z Outriders, gdy pracowała w gazetach czy portalach internetowych, starała się nie czytać komentarzy pod swoimi tekstami. Jak mówi, aż 95 procent z nich wypełnione było wylewającą się żółcią. Kiedyś się nimi bardzo przejmowała, ale podobno teraz, po 24 latach pracy w zawodzie, uodporniła się na nie. Mało tego, bywają one inspiracją przy przygotowaniu kolejnego tekstu. – W pamięci utkwił mi jeden z komentarzy od górniczego związkowca, bym lepiej zajęła się podpaskami, a nie węglem – opowiada. I posłuchała go. – Napisałam reportaż o chłopaku, który organizował transport podpasek do ogarniętej wojną Syrii – dodaje.
Joanna Miziołek z Wprost.pl, mimo wieloletniej obecności na polskiej scenie medialnej, też stara się nie czytać komentarzy. Argumentuje: – Zdaję sobie sprawę, że ci ludzie, gdyby spotkali mnie twarzą w twarz, tych wszystkich rzeczy by nie powiedzieli.
– Czytam komentarze zawsze – mówi mi anonimowo dziennikarka prasowa. – Zdarza się, że wśród głupich opinii można znaleźć krytyczne, ale mądre, konstruktywne. Komentarze od ludzi, którzy są w jakiejś dziedzinie ekspertami, to jest swego rodzaju lekcja. Jeśli ktoś wytknie mi merytoryczny błąd, a zrobi to w sposób grzeczny, kulturalny – od razu przepraszam.
Częściej jednak zdarzają jej się sytuacje, w których ktoś popisuje się swoją wiedzą. – Nie ma racji, ale się upiera, bo frajdę sprawia mu wytykanie osobom publicznym błędów – opisuje.
Radomir Wit, reporter TVN 24, deklaruje, że na krytykę otwarty jest zawsze, pod warunkiem, że nie jest rozumiana jako obrażanie czy groźby. – Lubię dostawać informację zwrotną, bez znaczenia, czy jest pozytywna, czy negatywna. W każdym przypadku mobilizuje mnie to do refleksji, zmian, doskonalenia, poprawiania swojej pracy. To ważne – podkreśla.
– Krytyka ma to do siebie, że jest nieustanna i naturalna – mówi Bartosz T. Wieliński z „Gazety Wyborczej”. 23 lata temu, kiedy zaczynał pracę w zawodzie, krytyka polegała na tym, że – jak wspomina – rzecznik urzędu miasta wysłał faks lub dzwonił do redakcji, a czytelnicy pisali listy lub dzwonili do dyżurnego. – Dzisiaj, w dobie internetu, mamy forum gazety, są media społecznościowe. Ta krytyka jest nieustanna. Trzeba z nią żyć – stwierdza Wieliński.
Nie ukrywa, że zdarzało mu się popełniać błędy. – Krytykę należy przyjmować z pokorą. Oczywiście pod warunkiem, że to rzeczowe argumenty, a nie „spierdalaj do Niemiec”. Trudno na coś takiego reagować. Z drugiej strony, skoro jest komentarz do tekstu, to znaczy, że ktoś cię czyta, zapoznał się z tym, co piszesz – czy to na Twitterze, czy na łamach gazety – dodaje.
Żaneta Gotowalska
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter