Wydanie: PRESS 01-02/2016
Vatileaks II
Watykan chciałby skazania autorów książek opisujących skandal finansowy w Wiecznym Mieście. Kto więcej straci?
To nie jest po prostu drugi Vatileaks. To jest Vatileaks na miarę osobowości papieża Franciszka. Dobitnym tego dowodem są mocne słowa jego samego, które świat usłyszał podczas modlitwy Anioł Pański 7 listopada: „Kradzież tych dokumentów jest przestępstwem”. Tą deklaracją papież Franciszek dał do zrozumienia, że dla sprawców nowej afery, która wstrząsnęła Stolicą Apostolską, to zdecydowanie nie będzie Rok Miłosierdzia.
Pierwszy Vatileaks, którego nazwę w nawiązaniu do Wikileaks spreparował ojciec Federico Lombardi, rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej, i który wybuchł na początku 2012 roku, wywołał w Watykanie szok. Wprost z biurka Benedykta XVI na zewnątrz zaczęły przenikać prywatne dokumenty papieża i tajne papiery dotyczące wewnętrznej działalności Watykanu. Ujawniły zaciętą walkę o władzę w strukturach Stolicy Apostolskiej i spore nieścisłości w zarządzaniu finansami państwa. A Departament Stanu USA umieścił Watykan na liście krajów monitorowanych ze względu na potencjalne pranie brudnych pieniędzy. To wzbudziło za Spiżową Bramą niepokój i pytania o szczelność przepływu informacji. Dokumenty wyciekały.
Osobistemu kamerdynerowi Josepha Ratzingera watykańska żandarmeria skonfiskowała ich całe kartony. Paolo Gabriele po błyskawicznym, trwającym zaledwie tydzień postępowaniu procesowym został skazany łącznie na trzy lata – w celi wewnątrz Watykanu, jako pierwszy aresztowany w historii watykańskiego sądownictwa, miał spędzić półtora roku. Dla jednych był jedynym winnym w sprawie, dla innych – kozłem ofiarnym, bo uwikłanych mogło być nawet ponad 20 osób. Jedno jest pewne: dzięki Paolowi Gabriele, który pod pseudonimem „Maria” dobrowolnie dostarczał znanemu dziennikarzowi śledczemu Gianluigiemu Nuzziemu przechowywane w zaszytym w krawacie pendrivie tajne dokumenty, na półki księgarń trafiła szokująca książka „Jego Świątobliwość. Prywatne dokumenty Benedykta XVI”. Mimo że obnażyła najbardziej wewnętrzne rozgrywki Watykanu, dziennikarz nie poniósł żadnych prawnych konsekwencji. Nie było też ku temu obiektywnych powodów – tylko spożytkował papiery, które z dobrej woli otrzymał od Paola Gabriele.
Aferę jakoś przypudrowano. Papież najpierw ułaskawił „Paoletto” (jak dobrotliwie nazywano kamerdynera), a potem złożył rezygnację. Tymczasem pod pokrywą nadal wrzało.
Magdalena Wolińska-Riedi
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter