Wydanie: PRESS 12/2003
Solista
Rozmowa z Maciejem Rybińskim, felietonistą „Rzeczpospolitej”.
W „ITD” miał Pan rubrykę „Jestem, więc myślę”. Dziś w „Rzeczpospolitej” – „Jestem, więc piszę”. Niektóre felietony z lat 70. pozostają aktualne. A czasy się zmieniły.
Ale ludzie się nie zmienili. Jeden z moich ostatnich felietonów, który się ukazał w „ITD”, to był tekst opublikowany w 1981 roku pod tytułem „Tatuś”. Dotyczył Stefana Olszowskiego, ówczesnego guru od propagandy. Felieton oparty był na anegdocie o tym, jak stary Ford, mając już ponad 90 lat, bardzo się przejmował polityką. Miał jednak chore serce i lekarze zabronili mu się denerwować. Więc rodzina wydawała dla niego gazetę w jednym egzemplarzu – z samymi dobrymi wiadomościami. Dzisiaj jest tak samo. Większość polityków będących przy władzy i tych, którzy zeznają przed komisją śledczą, chciałaby być takimi Fordami: żeby gazety i telewizje podawały same dobre wiadomości. Minęło tyle lat, a myślenie się nie zmieniło.
A dla Pana nie ma żadnej świętości.
Jedyną świętością jest dla mnie dobry smak. Na każdym dworze królewskim jest błazen, który wszystko wyśmiewa i krytykuje – za to mu płacą. Ja siebie traktuję raczej jako obrońcę zdrowego rozsądku. Wiele spraw obraża zdrowy rozsądek, a jednocześnie są tak histerycznie przedstawiane nieszczęśliwej publiczności, że jest ona gotowa to przełknąć bez protestu. Próbuję ją przed tym chronić.
Jerzy Skoczylas stwierdził, że miewa Pan pióro ostre jak lancet, tylko że tym lancetem chlasta z takim wyczuciem, iż dziurawi stół operacyjny. Ile razy Pan przesadził?
Nigdy nie miałem takiego poczucia. Nigdy nie było mi przykro. Ale nie było mi też przykro, gdy to mnie ktoś tarmosił. Raczej myślałem, jak się odgryźć. Ludzie, których się źle potraktuje w felietonie, mają skłonność do cierpiętnictwa. Dobrze by im jednak zrobiło, gdyby popatrzyli na siebie przez pryzmat tego felietonu. Zaimponował mi marszałek Borowski. Napisałem o nim bardzo złośliwy felieton, jak to wystosował list do prześladowanej artystki Doroty Nieznalskiej, powołując się na cytat z Woltera, że będzie bronić jej prawa do własnych poglądów. Bardzo go obśmiałem. Traf chciał, że dwa dni później było u nas odsłonięcie jakiejś tablicy. Patrzę, zasuwa marszałek Borowski. Zobaczył mnie, podszedł i mówi: „Ten pana felieton bardzo mi się podobał. Ja się z panem całkowicie zgadzam”.
Skąd w ogóle pomysł, żeby zostać dziennikarzem?
Ojciec był dziennikarzem, między innymi w „Głosie Pracy”, potem w piśmie „Dysk Olimpijski”. Przyglądałem się temu, co robi. Jurek Iwaszkiewicz, który z nim pracował, powiedział mi kiedyś: „Twój ojciec to jest facet, który mnie nauczył, że nie należy się przemęczać w pracy”. Mama pracowała w instytucie geologii. Jeździła na siódmą. Wstawała o świcie, a mój ojciec smacznie spał. Bardzo mi odpowiadał tryb życia ojca. Poza tym zabierał mnie na wielkie imprezy sportowe, gdzie siedziałem w loży z ważnymi osobami. Imponowało mi to. Stwierdziłem, że też tak chcę.
Renata Gluza
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter