Wydanie: PRESS 5-6/2025
W duchu komentuję

Z Markiem Rudzińskim, komentatorem Eurosportu, rozmawia Grzegorz Kopacz
Rok temu w Planicy zakończył Pan komentowanie Pucharu Świata w skokach narciarskich, mówiąc: „Dziękuję państwu za wspólne lata przy oglądaniu skoków. Państwo oglądali, ja komentowałem”. Teraz Pan nie komentuje, a widzowie już nie oglądają.
Ma pan na myśli to, że zmniejszyła się liczba widzów?
W ostatnim sezonie oglądalność skoków w telewizji spadła o 60 proc., przy czym już poprzedni sezon oglądał się słabo, bo o 40 proc. gorzej, porównując rok do roku. Skoki umierają na naszych oczach?
Czasami następuje odwrót. Ma to pewnie związek z tym, że nasi skoczkowie dwa ostatnie sezony mieli zdecydowanie słabsze od poprzednich. Jeżeli sportowcy odnoszą sukcesy i walczą o czołowe miejsca, to zainteresowanie publiczności i widowni telewizyjnej jest większe, a jeżeli sukcesów nie ma, to jest mniejsze. A same skoki narciarskie jako dyscyplina sportowa nie idą w dobrą stronę.
Są coraz mniej czytelne, coraz mniej zrozumiałe dla kibiców, przez przeliczniki punktowe, kontrowersje związane z notami sędziowskim, a ostatnio doszły afery z kombinezonami.
Sport powinien być zrozumiały. Widzowie telewizyjni i tak mają łatwiej, bo im pomagają komentatorzy, ale ci, którzy przychodzą pod skocznię, mają kłopot. Ta nieczytelność tego sportu powoduje, że trochę widowni mu ubywa.
Nie ma Pan kaca, że przez kawał zawodowego życia relacjonował Pan wyścig krawców, a nie sportowców? O wygranej w tej dyscyplinie nie decydują długość skoku narciarza ani nawet jakieś wiatraczki mierzące siłę wiatru, przeliczniki, rekompensaty za długość najazdu, ale okazało się najważniejsze to, kto ma najniżej spodnie w kroku.
Zawsze człowiek ma kaca, kiedy się okazuje, że ktoś go oszukiwał. Przez wiele lat komentowałem lekkoatletykę i byłem strasznie zawiedziony po każdej aferze dopingowej. Na igrzyskach w Seulu Ben Johnson w sprincie wygrał z Carlem Lewisem, zrobiłem z tego biegu, wydaje mi się, bardzo dobrą transmisję radiową, a potem się okazało, że za doping wyrzucili go z wioski olimpijskiej. Przez lata uważałem kolarza Lance’a Armstronga za wielkiego sportowca, a potem się przyznał, że oszukiwał właściwie przez całe życie. W obu przypadkach było mi bardzo przykro. Jak człowiek wkłada całe serce w opowiadanie, że ktoś jest wielkim sportowcem dzięki temu, że jest utalentowany i pracowity, to nie nastawia się na to, że ma do czynienia z oszustem.
Kac, złe samopoczucie czy wręcz wściekłość są naturalne zarówno wśród kibiców, jak i wśród nas, komentatorów.
Grzegorz Kopacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter
