Wydanie: PRESS 11-12/2017
Nigdy dobrze
Z Mikołajem Grynbergiem rozmawia Marek Zając
Obudziło się w Polsce coś, co już nigdy nie miało się obudzić?
– Oddałem właśnie wydawcy książkę o wydarzeniach marcowych roku ’68. Wielu moich rozmówców powtarza: „Przecież w Polsce to normalne. To wraca co dziesięć, czasem dwadzieścia lat, a wy uwierzyliście, że tego już nie ma”.
To?
Antysemityzm. Rasizm, brak gotowości do życia w jednym kraju z nie-Polakami i niekatolikami. W latach 80. w stanie wojennym chodziłem do liceum Lelewela na Żoliborzu. Trwała walka o krzyże w szkołach. Wszyscy moi przyjaciele byli katolikami. I dla mnie było oczywiste, że stoję z nimi w jednym szeregu. Ale w domu patrzono na to dziwnie: „Synku, wiesz, jak to się skończy?” – mówili rodzice. Tłumaczyłem: „Mnie krzyże nie przeszkadzają, a dla moich przyjaciół są ważne”. Dziwili się też znajomi rodziców, w żydowskim świecie trochę się ze mnie podśmiewano.
Aż w końcu na zebraniu szkolnego samorządu powiedziałem: „Kto chce mieć krucyfiks, niech wiesza krucyfiks; kto chce Che Guevarę, niech wiesza Che Guevarę; kto chce gwiazdę Dawida, niech...”. „Nie, no z tą gwiazdą to nie” – wtrącił się kolega. Wracam do domu i opowiadam, jaka mnie spotkała przykrość. Rodzice kiwają głowami: „No, czyli już rozumiesz”. Choć właściwie dopiero dziś to rozumiem.
Gdzie został popełniony błąd?
Błąd w takich sprawach zawsze leży w edukacji. Niedawno podczas Rosz ha-Szana, żydowskiego Nowego Roku, zebrało nam się na dyskusję, co by każdy z nas zrobił, gdyby miał dużo pieniędzy. Powiedziałem, że ja bym szukał nowych form upamiętniania Holokaustu właśnie przez edukację.
Miałem w ręku nowy podręcznik do historii dla czwartoklasistów. Jest sporo o wojnie, ale nawet raz nie pada słowo „Żyd”. I nie chodzi o to, żebyśmy w każdym rozdziale mówili o Żydach, tylko żebyśmy rozumieli procesy. Bo wychowamy głupsze dzieci.
Dlaczego po demokratycznym przełomie zlekceważyliśmy w Polsce edukację?
Było dużo innych rzeczy do zreperowania, nie tylko szkolnictwo. Sam też zajmowałem się czymś innym. W 1989 roku urodził się mój syn, studiowałem psychologię i miałem dwadzieścia trzy lata. Zacząłem fotografować.
Marek Zając
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter