Wydanie: PRESS 03/2016
Nie jestem biznesmenem
Dołączyłeś do agencji w jej zdecydowanie złym momencie – traciła klientów i najlepszą część załogi. Nie miałeś lepszych propozycji?
Rzeczywiście Ogilvy & Mather nie była wtedy w najlepszej formie, agencja miała gorszy czas, a w dodatku kulturę pracy zorientowaną tylko na zarabianie pieniędzy, a dla firmy reklamowej to nie najlepiej.
Z drugiej strony, patrząc na ekipę kreatywną z Jankiem Majle (poprzedni dyrektor kreacji – przyp. red.), coś jednak w tej sprawie zmieniała. Dla mnie jednak sama sieć Ogilvy to był tak zwany superbrand, choć pewnie przez niektórych postrzegany jako trochę oldschoolowy. Ale wciąż kultowy.
Powrót z własnej lokalnej agencji do sieci miał Ci pomóc w pokazaniu, na co Cię kreatywnie stać? W sieci łatwiej zrobić kampanie na duże festiwale?
Być może był to jeden z powodów. Drugim była, niestety – powtarzam – niestety, zmiana w sposobie pracy z lokalnymi klientami. Gdy zakładaliśmy Red8, mieliśmy do czynienia ze świadomymi marketerami, gotowymi wydawać pieniądze na ciekawą komunikację. Teraz współpraca z lokalnymi klientami ma często inny charakter – nierzadko przypomina drogę przez mękę. Zamiast twórczej i dającej zabawę oraz satysfakcję pracy zrobił się z tego ciężki biznes, w którym niepłacenie faktur to tylko jeden z problemów.
Wychodząc z Red8, wraz z Przemkiem Bogdanowiczem mieliśmy plan założenia superkreatywnej, butikowej agencji. Chcieliśmy robić rzeczy odważne, przełomowe. Pomysł był ambitny, wręcz śmiały, ale zderzyliśmy się z rzeczywistością polskiego biznesu. I to było dla nas druzgocące doświadczenie.
Rozmawiała Agata Małkowska-Szozda
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter