Wydanie: PRESS 07/2012
Pełno zasadzek
Z Wojciechem Maziarskim rozmawia Renata Gluza
„Niebiosom dziękuję, że już nie startuję w tej konkurencji” – tak skomentował Pan okładki „Wprost” i „Newsweeka” nawiązujące do meczu Polska – Rosja. Może po prostu był Pan za słaby?
Z punktu widzenia wydawcy, któremu zależało na zwiększaniu sprzedaży pisma, pewnie tak. Moją słabością było to, że nie byłem gwiazdorem telewizyjnym i celebrytą. W czasach gdy pracowałem w „Newsweeku”, Springer robił badania, dlaczego czytelnicy sięgają po tygodniki. Jak się okazało, dominującym powodem było, żeby w weekend mieli coś lekkiego, fajnego do poczytania. Więc redakcje tygodników często tak formułują dziś swoją misję: dostarczyć czytelnikowi rozrywki i emocji.
Ale Pan też jako naczelny „Newsweeka” wypuszczał okładki z Nergalem, „rasistą” Wojewódzkim czy „ukrzyżowanym” Palikotem.
Lecz nie zrobiłbym okładki, która przy okazji rywalizacji sportowej miałaby nakręcać emocje nacjonalistyczne i ustawiać te zmagania w kategoriach wojny polsko-rosyjskiej. Sfera emocji narodowo-patriotycznych jest w Europie Środkowo-Wschodniej sprawą delikatną. Kwestie etniczne, antysemityzmu – to są te obszary, w których nie należy iść pod publikę. My w „Newsweeku” raz zrobiliśmy ten błąd – sam w tym uczestniczyłem – dając okładkę „Żydzi wracają po swoje”. Okładka z „Bitwą Warszawską” była kiksem z tego samego gatunku. Wyłącznie z tego wynika moja krytyka – bynajmniej nie z tego, że mam redakcjom za złe grę pod publiczkę.
Kiedy Aleksandra Karasińska zaproponowała Panu pozostanie w redakcji „Newsweeka” na stanowisku wicenaczelnego, Pan odmówił.
Nie proponowano mi stanowiska wicenaczelnego, lecz szefa działu zagranicznego. Tej propozycji też bym nie przyjął. Jeśli jest się gospodarzem w jakimś domu i nagle przychodzi nowy gospodarz, naturalna jest decyzja, że poprzedni odchodzi, nie zostaje na służbie u nowego.
W ostatnich miesiącach przed zwolnieniem czuł Pan, że poprzeczka była już zawieszona bardzo wysoko?
Czułem presję ze strony wydawcy w kierunku zwiększania sprzedaży „Newsweeka”: ma się sprzedawać tak naprawdę trochę dowolnym kosztem, może być nawet skandal. Ma się sprzedawać coraz lepiej, i już. Kiedyś padło ze strony osoby z kierownictwa Springera takie zdanie: „Bo ten twój »Newsweek«, Wojtek, jest trochę za kulturalny”.
Renata Gluza
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter