Wydanie: PRESS 07/2011

Nawróceni

- Uciekli z mediów, wbili się w garnitury
i próbowali żyć jak normalni ludzie. Dlaczego wrócili do zawodu?

Moja decyzja nie miała nic wspólnego z tym, że temat życia miałem już za sobą 

– zastrzega Tomasz Patora, który na początku 2008 roku postanowił zawiesić dziennikarstwo na kołku i spróbować pracy w innym zawodzie. Ten wieloletni dziennikarz „Gazety Wyborczej” wpisał się do historii polskiego dziennikarstwa w 2002 roku, gdy wraz z Marcinem Stelmasiakiem, redakcyjnym kolegą z „Gazety Wyborczej Łódź”, i Przemysławem Witkowskim z Radia Łódź ujawnił tzw. aferę łowców skór: pracownicy łódzkiego pogotowia ratunkowego przyczyniali się do śmierci chorych i handlowali informacjami o zgonach, by dorobić.

– Temat „skór” dał mi większy luz w zawodzie, mniej się potem napinałem. Jednak nadszedł moment, kiedy poczułem, że doszedłem do ściany. Dziennikarska emerytura wydawała się jedynym rozwiązaniem – mówi Patora. O jego decyzji przesądziły ponoć dwie kwestie: brak akceptacji dla pomysłów nowej naczelnej i protest przeciwko temu, co się zaczęło dziać w polskich mediach – międleniu w kółko tego, co kto o kim powiedział i kto się z kim kłóci. 

Kiedy Patora skręcił rękę i wylądował na zwolnieniu lekarskim, miał czas spojrzeć z dystansu na swoją pracę. W 2008 roku dołączył do grupy kolegów z redakcji, którzy rozstali się z łódzkim oddziałem „GW” (było ich 12). – Po lokalnych mediach krążył wtedy dowcip: Co mówi dziennikarz „Gazety Wyborczej”, gdy wychodzi wieczorem z redakcji? „Do zobaczenia rano w urzędzie” – opowiada Patora, nawiązując do tego, że kilku dziennikarzy przeszło do pracy w urzędzie miasta. Więc też zdecydował, że czas się zmywać. Przypuszczał, że na resztę zawodowego życia.

 

Żona kibicowała
Kilkudniowe L-4, przymusowy oddech od codziennej pracy w redakcji, otworzyło też oczy Łukaszowi Klekowskiemu z „Faktu”. Był koniec 2005 roku, Klekowski należał w redakcji tabloidu do tych, którzy pamiętali czas pierwszych numerów zerowych. – Pracowałem w redakcji od początku, czyli od 2003 roku, a więc w czasie najgorętszych momentów: zarówno wtedy gdy zdobywaliśmy rynek, jak i w czasie choroby i śmierci papieża, kiedy to szefowałem działowi politycznemu. To były dni i tygodnie, podczas których prawie nie wychodziło się z redakcji. Nieraz zdarzało mi się wracać do domu grubo po północy – opowiada Klekowski. Krótkie zwolnienie lekarskie okazało się dla niego przełomowe: wtedy właśnie się zorientował, jak mało wie o swoim trzyletnim synku. – To był już spory szkrab, a  ja nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak liczne ma zainteresowania. Uznałem, że jedynym wyjściem będzie praca od 9 do 17 – mówi Klekowski. – Rodzina się cieszyła, koledzy przyjęli to ze zrozumieniem. Każdy z nas kocha dziennikarstwo, ale są momenty, kiedy jest się tym zawodem zmęczonym i trzeba coś zmienić – dodaje.

Więcej w lipcowym numerze "Press" - kup teraz e-wydanie

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.