Wydanie: PRESS 07/2010
W zimie zrobić wiosnę
Chcąc zostać kierownikiem produkcji filmu reklamowego, trzeba umieć być zaopatrzeniowcem, finansistą, księgowym, negocjatorem, a nawet psychologiem
Joanna Fogler, kierownik produkcji współpracująca kiedyś z Papaya Films, opowiada: – Właśnie gdy miałam dowieźć na plan zdjęciowy na Majorce czterech aktorów i operatora, z powodu chmury pyłów wulkanicznych zaczęto zamykać lotniska w Europie. Postanowiłam, że dojedziemy busem do Zurychu, a jeśli zamkną lotnisko, to dalej, do Barcelony, gdzie złapiemy ostatni samolot na Majorkę. Po 15 godzinach drogi z Warszawy podjechaliśmy pod pusty terminal w Zurychu. Wszystkie loty odwołane. Zapadła szybka decyzja, że jedziemy dalej, chociaż byliśmy na styk z czasem. Pruliśmy busem 150 kilometrów na godzinę, pół godziny przed odlotem wjechaliśmy do Barcelony, ale mimo posiłkowania się GPS-ami i mapą, wykonaliśmy jeden niefortunny zakręt. Wyrzuciło nas gdzieś na bok i nie mogliśmy wrócić na wiadukt. Zrozumiałam, że nie zdążymy na samolot. Zdecydowałam: jedziemy do portu i łapiemy prom.
W porcie Joanna Fogler i jej ekipa zobaczyli tłumy wylewające się z hali biletowej. Setki ludzi usiłowały dostać się na wyspy, do Włoch i w inne części Europy. – Wiedziałam, że nie damy rady kupić biletów, bo kolejka wyglądała na trzy godziny stania – kontynuuje Joanna Fogler. Wraz z członkami ekipy, którzy byli już na Majorce, wymyśliliśmy, że koleżanka kupi bilety przez Internet i wyśle nam SMS-em numery rezerwacji. Kiedy tak zrobiliśmy, okazało się, że kolejka po odbiór rezerwacji jest równie długa jak ta po bilety. Ostatnie promy odpływały w ciągu godziny. Pobiegliśmy do wejścia na prom w nadziei, że wpuszczą nas z samymi numerami, ale nie było szans. Wróciłam pod kasę i zaczęłam błagać, żeby ktoś nas wpuścił do kolejki. Chyba miałam rozpacz w oczach, bo jakaś dziewczyna się zgodziła. Przy kasie okazało się, że mam rezerwację tylko na trzy miejsca, a nie pięć. Kiedy kasjer kazał mi odejść, chwyciłam się parapetu przy okienku i powiedziałam, że nie ruszę się stamtąd bez biletów. Kasjer oczywiście wezwał ochronę, a ja szybko napisałam do koleżanki, żeby sprawdziła, czy nie ma innych numerów rezerwacji. W momencie, gdy ochroniarz łapał mnie za ramię, odpisała. Wrzuciłam przez okienko telefon, błagając kasjera, żeby sprawdził jeszcze jeden numer. Telefon upadł na ziemię. Facet patrzył na mnie jak na wariatkę, ale sprawdził numery. Wreszcie miałam w ręku bilety. Wprowadziłam na pokład aktorów, widząc kątem oka, jak ochrona na migi każe mi opuścić pokład – kończy Joanna Fogler.
Kiedy zobaczyła, jak odpływają, położyła się w porcie na ziemi, niezdolna do ruchu.
– Wiadomo, że wulkan nie wybuchł przeze mnie, ale i tak czułabym się odpowiedzialna za to, że aktorzy nie dojechali. Zadawałabym sobie jednak pytanie, czy zrobiłam wszystko, żeby się udało – dodaje kierowniczka produkcji.
Magdalena Rydzik
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter