Wydanie: PRESS 07/2010
Zdrada to część warsztatu
Z Klausem Brinkbäumerem, finalistą Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, rozmawia Renata Gluza
Kiedy jechał Pan do Afryki, by opisać losy emigrantów próbujących dostać się do Europy, spakował Pan „Heban” Ryszarda Kapuścińskiego. Dlaczego?
Kiedy miałem może jakieś 15 lat, przeczytałem „Cesarza” i „Wojnę futbolową” Kapuścińskiego – i zakochałem się w jego tekstach. W Niemczech, jeśli chce się zostać reporterem, zwykle zaczyna się od czytania książek Egona Kischa, potem sięga się po kilku niemieckich pisarzy, no i oczywiście po Kurta Tucholskiego – lecz współczesnych wielkich reportażystów niemieckich nie ma. Dlatego obowiązkowo czyta się Kapuścińskiego. Znam chyba wszystkie jego książki. Kiedy jechałem do Afryki, by zebrać materiał do „Afrykańskiej odysei”, spakowałem „Heban” – bo ta książka uczyła mnie Afryki. Według mnie jest najciekawszą pozycją reporterską, jaką napisano o tym kontynencie. A zawsze, gdy podróżuję, lubię brać do czytania coś, co wiąże się z daną wyprawą. Porównywałem, jak Kapuściński patrzył na pewne rzeczy i czy ja też je tak postrzegam, czy już inaczej. Był to więc jakiś punkt odniesienia. Choć rzeczywiście w czasie tej wyprawy do Afryki wiele czasu na czytanie nie miałem.
Tylko że „Heban” powstał w 1998 roku, czyli wiele lat po tym, jak Kapuściński pracował w Afryce. Nie jest to więc świeży reportaż, a raczej wspomnienia, przypomnienia pewnych obserwacji. Nie przeszkadzało to Panu?
Nigdy nie szukałem w jego książkach – także w „Hebanie” – konkretnych wskazówek. Nie traktowałem ich jak przewodników po Afryce. W książkach Ryszarda Kapuścińskiego chodzi o przemyślenia, analizy, jego postrzeganie tamtejszej rzeczywistości. Sądzę, że „Heban” to wielka książka. Kapuściński naprawdę rozumiał ten kontynent.
Pytam, bo w Polsce właśnie trwa dyskusja o tym, czy Kapuściński przekazywał nam prawdę. Nagroda jego imienia została przyznana dwa miesiące po ukazaniu się na polskim rynku biografii „Kapuściński non fiction” autorstwa Artura Domosławskiego – pokazującej, że Kapuściński nie zawsze trzymał się faktów.
Kiedy jako młody dziennikarz czytałem książki Kapuścińskiego, nic nie wiedziałem o tym, jak on pracuje. Podziwiałem jego, podziwiałem Maksa Frischa czy innych pisarzy – ludzi, którym chciałbym kiedyś dorównać. Kapuścińskiego uważałem za cudownego opowiadacza o Afryce. Gdy przyjechałem do Polski i odwiedziłem Ryszarda Kapuścińskiego, opowiedział mi, jak pracował – szczerze odpowiadał na moje pytania. Wiele moich przypuszczeń się potwierdziło. On wcale nie udawał, że wszystkie osoby, które cytował w swoich książkach, powiedziały akurat to, co napisał, słowo w słowo. Że wszystkie szczegóły wyglądały dokładnie tak, jak opisał. Wyjaśniał, o co mu chodziło, kiedy pisał swoje książki. Wtedy zrozumiałem, na czym polegał jego warsztat.
Renata Gluza
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter