Wydanie: PRESS 07/2010
Ciąg dalszy nie nastąpi
Dziennikarze do tematu zapalają się łatwo. Gdy trzeba go pilnować, zwykle zapał gaśnie. Zwłaszcza że redaktorzy go nie podsycają
Dziennikarze dzwonią do mnie na Wszystkich Świętych. Albo 28 stycznia, w rocznicę katastrofy – mówi Jarosław Pęgal, jeden z ciężko rannych podczas wystawy gołębi pocztowych w 2006 roku. W hali MTK w Katowicach zginęło 65 osób. Pęgal, wtedy przygnieciony przez filar konstrukcji, do dziś walczy o finansowe zadośćuczynienie od skarbu państwa. W podobnej sytuacji jest ponad 200 poszkodowanych oraz krewnych ofiar. – Kiedy media się odezwą, zawsze im dziękuję. Bo może coś popchną do przodu – nie traci nadziei Pęgal.
Jest jednym z nielicznych, którzy cztery lata po tragedii nadal są gotowi rozmawiać z dziennikarzami. – Ludzie wolą zapomnieć, są rozgoryczeni. Uważają, że media bardziej interesują ich emocje niż pomoc w rozwiązaniu sprawy – tłumaczy Marcin Marszołek ze stowarzyszenia Wokanda w Katowicach, które reprezentuje ponad 40 ofiar.
Akcja ratownicza przez wiele dni nie schodziła z nagłówków i anten. Pod teren targowy zjeżdżali krewni ofiar, by godzinami czekać na mrozie na jakąś wieść o losie bliskich. W szczytowym momencie rumowisko przeszukiwało aż 1,3 tys. strażaków i ratowników. Tragedię oczekujących i pracujących śledziły na miejscu dziesiątki dziennikarzy, którym dowodzący akcją nadbrygadier Janusz Skulich mówił: „Widziałem doświadczonych ratowników, którzy płakali. To pokazuje, z jakim dramatem mamy do czynienia. Wpływa na to także charakter obrażeń odniesionych przez ofiary – to są sceny, których nie można pokazywać w telewizji”.
Zawalenie się hali MTK było największą katastrofą budowlaną w dziejach III RP, ale po zakończeniu akcji ratunkowej medialny zgiełk stopniowo przycichł. Dziś dziennikarze wracają do tematu tylko w okolicznościowych wzmiankach. Tymczasem ludzie tacy jak Jarosław Pęgal nadal zmagają się z konsekwencjami katastrofy.
Pęgal mógłby zostać bohaterem przejmującego reportażu. Jest młody, ma małe dziecko, ale nie może znaleźć pracy, choć fach w ręku ma – jest cukiernikiem. Lekarze nie są w stanie zagwarantować, że przy obciążeniu nie dozna nowej kontuzji. Zasiłek dla bezrobotnych się skończył, została opieka społeczna. – Ludzie na ulicy śmieją się ze mnie: „Taki młody i nie może utrzymać rodziny” – ubolewa.
Dziennikarz dużej gazety, która szeroko opisywała tragedię w MTK: – Wyobraźmy sobie, że ktoś przychodzi na kolegium z historią takiego człowieka. A tu naczelny pyta: „Dlaczego akurat ten facet? Przecież podobnych historii nie brakuje. W dodatku z badań wynika, że ludzie nie chcą czytać w kółko o smutnych sprawach. Nie interesują ich problemy hodowcy gołębi ze Śląska”.
Konrad Godlewski
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter