Wydanie: PRESS 02/2010
Bez marki marka
W 1996 roku Michał Lisiecki ma niespełna 20 lat – właśnie wrócił z Wielkiej Brytanii, gdzie zarobił trochę pieniędzy i naczytał się książek o magnatach medialnych. Zachwycony Rupertem Murdochem postanawia otworzyć własną gazetę. W Nowym Sączu na konferencji o mediach spotyka Marka Króla, redaktora naczelnego tygodnika „Wprost”. Ten zaprasza go do poznańskiej redakcji, by zobaczył, jak powstaje jedno z największych wówczas pism w Polsce. Kierownictwo „Wprost” patrzy z przymrużeniem oka na młokosa, który pyta, co powinien zrobić, żeby też mieć gazetę. „Na dobry początek uzbierać dwa miliony dolarów” – odpowiadają.
Lisieckiemu brakuje 1 mln 998 tys. – Nie wróżyli mi sukcesu – wspomina tamtą wizytę.
Po 13 latach, w grudniu 2009 roku, ten sam Michał Lisiecki podpisuje z rodziną Królów umowę na 8 mln zł. Kupuje tygodnik „Wprost” i 80 proc. udziałów w Agencji Wydawniczo-Reklamowej „Wprost”. Pozostałe 20 proc. pozostaje w rękach mniejszościowych udziałowców.
Można by rzec: historia zakreśliła koło. Lecz niezupełnie.
Trochę się zmieniło
Bo obecny „Wprost” niewiele ma wspólnego z potężnym kiedyś pismem, a Platforma Mediowa Point Group SA, której największym udziałowcem jest Michał Lisiecki, to wciąż nie imperium medialne. Wydaje wprawdzie miesięczniki „?dlaczego”, „Film” i „Machina”, lecz do wiodących na rynku nie należy. – Kupując „Wprost”, nie kryję satysfakcji, mając jednocześnie świadomość, jak wielkie to wyzwanie – mówi Lisiecki.
Marek Król nie dostrzega tu żadnego zrządzenia losu. – Upłynęło trochę lat, sporo się zmieniło. Nie widzę niczego szczególnego w fakcie, że to Michał Lisiecki kupił „Wprost”. Ale pamiętam, że gdy po raz pierwszy do nas przyszedł, wszystkim się interesował – mówi były właściciel tygodnika.
PMPG SA ogłosiła 29 grudnia ub.r., że nabyła udziały od cypryjskiej spółki Qebonto Holdings Limited (należy m.in. do Marka, Amadeusza i Pauliny Królów). PMPG ma zapłacić za udziały 8 mln zł. Trudno powiedzieć, skąd weźmie pieniądze, gdyż według raportu finansowego spółki na koniec września ub.r. miała 2,5 mln zł wolnych środków. Michał Lisiecki wyjaśniał, że transakcja jest rozłożona w czasie. Być może część należności zostanie wypłacona w akcjach, gdyż PMPG jest notowana na GPW w Warszawie. – Pytanie: „Gotówka czy akcje?” jest jak pytanie: „Czekiem czy kartą?”. I jedno, i drugie stanowi środek płatniczy – stwierdza Lisiecki. Kurs akcji PMPG po ogłoszeniu kupna AWR „Wprost” wzrósł o kilka proc., po dwóch tygodniach wrócił do ceny ok. 1,90 zł.
Mało kto wierzył, że to Lisiecki zostanie właścicielem „Wprost”. Ostatnio stale ogłaszał, że coś kupuje – a to Presspublikę (wydawca „Rzeczpospolitej”), a to Telewizję Puls, zapowiadał nawet uruchomienie nowego dziennika.
Jesienią ub.r. zaawansowane rozmowy z AWR „Wprost” prowadziło też Polskie Towarzystwo Wspierania Przedsiębiorczości (wydaje m.in. miesięcznik „Nowy Przemysł”). Jednak wycofało się, bo amerykański sąd nakazał wydawcy „Wprost” zapłacić 5 mln dol. Małgorzacie Cimoszewicz-Harlan za zniesławienie. Powodem był tekst z 2005 roku „Konspiracja Cimoszewiczów”, w którym oskarżono tę rodzinę o nadużycia finansowe przy zakupie akcji PKN Orlen.
Do ostatecznej rozgrywki o AWR „Wprost” stanęły PMPG SA i Wydawnictwo „Przekrój” Grzegorza Hajdarowicza. Niespodziewanie przed Bożym Narodzeniem Michał Lisiecki zadzwonił do Hajdarowicza i powiedział, że nie jest już zainteresowany kupnem „Wprost”. Hajdarowicza telefon zaskoczył, tym bardziej że się nie znali. Lecz był już pewny, że jemu przypadnie tygodnik. I wtedy nastąpił zwrot akcji.
Więcej w lutowym numerze "Press" - kup teraz e-wydanie
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter