Wydanie: PRESS 11-12/2019
Kontakt bezpośredni
Mali wydawcy próbują niemal bez budżetów promocyjnych zdobyć uwagę czytelników. Niektórym się udaje.
Nie pamiętam niecodziennych kampanii niszowych wydawców, bo ich po prostu nie ma – mówi Kuba Frołow, odpowiadający za relacje z wydawcami w Legimi, serwisie udostępniającym e-booki i audiobooki w abonamencie. – Czas spektakularnych działań marketingowych minął. Kiedyś, przy okazji premiery albumu ze zdjęciami z kalendarzy Pirelli, dziennikarze dostawali od wydawnictwa Rebis nową oponę do tira. Kurier z trudem wnosił ją na piętro, cała redakcja się zbiegała. Dziś trudno zastać dziennikarza przy biurku, a jeśli się jakiś znajdzie, jego ewentualna publikacja może się nie przełożyć na sprzedaż książki – wyjaśnia Frołow. Jego zdaniem lepszy rezultat da wydanie kilkuset złotych na promocję książki na Facebooku.
W ten sposób działa Monika Tatka z Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dzieli posiadane środki na kilka postów. Niektóre przygotowuje specjalnie pod grupę docelową i publikuje w formie reklamy niewidocznej dla pozostałych użytkowników Facebooka. Inne są dostępne dla wszystkich na profilu Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego (6156 polubień). Tak było w przypadku pozycji „Moje dziecko ma autyzm. Opowieści matek”. Post udostępniło 165 osób, przez co wieść o premierze dotarła do kilkukrotnie większej grupy odbiorców niż zazwyczaj. Efekt? – Z księgarni internetowej Bonito jednego dnia zniknęły wszystkie dostępne egzemplarze – mówi Monika Tatka. – Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyników sprzedaży tego tytułu – dodaje.
Aktywna w internecie jest również Karolina Bednarz, japonistka po Uniwersytecie Oksfordzkim, która przez lata prowadziła bloga W Krainie Tajfunów o Azji Wschodniej. – Regularnie dostawałam prośby o polecenie książek od ludzi, którzy wybierali się do Japonii albo właśnie z niej wracali – wspomina Bednarz. – Nie miałam czasu odpowiadać na wszystkie, dlatego stworzyłam grupę na Facebooku.
Społeczność stawała się coraz liczniejsza, a w głowie Bednarz zaświtała myśl, że może w Polsce pojawiła się grupa czytelników spragniona literatury japońskiej. Choć znajomi powtarzali jej, że redaktorzy głodują, a gdy sprzeda się 1 tys. egz. książki, wydawcy otwierają szampana, to zainwestowała własne oszczędności i razem z Anną Wołcyrz zabrała się do przygotowania pierwszej książki.
Jakub Skworz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter