Wydanie: PRESS 03/2004
Cztery rolki filmu
Laureatami World Press Photo nie zostają fotoreporterzy niedoświadczeni. Opowieść zwycięzcy tegorocznej edycji konkursu – Jeana-Marka Bouju – tylko tę prawdę potwierdza.
W wieku 27 lat nie zajmowałem się jeszcze fotografią, nawet się nią nie interesowałem. Przez osiem lat byłem muzykiem, grałem w kilku zespołach we Francji i trochę w Anglii. A gdy poczułem się tym zmęczony, zacząłem uczyć języka francuskiego zagranicznych studentów na uniwersytecie w Teksasie.
To też nie było dla mnie. Fotografią zaraził mnie mój kolega. Na uniwersytecie był akurat kierunek fotoreporterski, pokazałem im jakieś swoje zdjęcia z wakacji w Indiach, pozwolili spróbować. Dopiero w 1991 roku, gdy zacząłem staż w studenckiej gazecie „The Daily Texan”, zobaczyłem, co to znaczy pracować na zamówienie. Pamiętam pierwsze moje zdjęcie, które opublikowano: fotografia dziewczyny przyglądającej się liście zapisów na jakiś wykład. Zarabiałem ok. 20 dolarów miesięcznie.
Pierwsza podróż jako fotoreportera: podróż autostopem po Gwatemali i Salwadorze. To były niespokojne czasy. W San Salvador nie było armii ani policji. W pewnej chwili w autobusie jakiś facet zaczął wyszarpywać mi torbę z aparatem. Nie chciałem puścić, szarpaliśmy się, w końcu on wyciągnął broń. Wszyscy w autobusie leżeli na podłodze. Co sobie wtedy myślałem? – raczej w ogóle nie myślałem. Nie mogłem się z tymi zdjęciami tak po prostu rozstać. Jakimś cudem facet się wycofał. Teraz już bym się tak nie zachował.
Potem był krótki staż w „Los Angeles Times”, też licho płacono. W końcu trafiłem do Associated Press.
W 1993 roku znalazłem się w biurze AP w Nikaragui.
Grzegorz Jasiński
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter