Wydanie: PRESS 09-10/2017
Posiekać piórem na kawałki
Gdy mieszka Pan w Barcelonie, to chodzi na mecze Espanyolu?
Tylko jak gra z Barceloną.
A na Real Madryt?
Gdy gra z Barceloną, to tak. Obecność Barcelony jest warunkiem koniecznym, bym poszedł w Hiszpanii na mecz. Gdybym pomieszkiwał w Madrycie, pewnie kilka razy z ciekawości wybrałbym się na Estadio Santiago Bernabéu, ale Real nie jest dla mnie takim magnesem, żeby specjalnie jechać do Madrytu na jego mecz.
Patrzy Pan teraz na ligę hiszpańską nie przez dziennikarskie szkiełko i oko, tylko sercem fana Dumy Katalonii?
To jest dla mnie jak powrót do dzieciństwa. Gdy w jakiejkolwiek branży za blisko podejdzie się do tematu, w końcu traci on urok. Tak jest nie tylko w sporcie, ale i w polityce. Ruchy, partie, ludzie tracą natychmiast, gdy się do nich zbliżymy. Kiedy za blisko poznasz piłkarzy, trenerów, działaczy swojej ulubionej drużyny, wszystkie obowiązujące w piłce układy i układziki, piłka zostaje odarta z romantyzmu i okazuje się być biznesem, grą toczoną nie tylko na boisku, ale też poza nim. W Hiszpanii mogłem wrócić do czystego kibicowania: oglądania piłki w piłce, podziwiania dryblingów, strzałów, akcji.
Grzegorz Kopacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter