Wydanie: PRESS 07-08/2017
Taki nasz urok
Z Dominiką Wielowieyską rozmawia Marek Zając
Nadchodzi DZIEŃ PO. Wygrywacie wybory, reklamy spółek skarbu państwa wracają do „Gazety Wyborczej” – i co?
Reklamy powinny być zamieszczane w mediach zgodnie z racjonalnymi zasadami; w zależności od ich nakładu, zasięgu i skuteczności dotarcia do konsumenta. Zdałabym się na opinie nie tyle polityków, ile domów mediowych. A przede wszystkim: ja żadnych wyborów nie zamierzam wygrywać. Moja publicystyka sprowadza się do tego, że mówię, co uważam za słuszne.
Media w wyborach uczestniczą od dawna. „Polityka” wzywała na okładce: „Tusku, musisz”. A Jarosław Kurski wzywał w „Gazecie” do głosowania przeciw PiS.
Pod tym względem nie różnimy się od Zachodu, gdzie gazety stosują tak zwany endorsement, wprost ujawniają sympatie polityczne. Siłą rynku jest pluralizm. Każdy redaktor naczelny czy komentator popiera, kogo chce, a odbiorca wybiera. Są dwa wyjątki: media publiczne i reporterzy polityczni. Dlatego nie przeszkadza mi, że na przykład Michał Karnowski otwarcie opowiada się za Jarosławem Kaczyńskim. Za groźne uważam coś innego: niektóre media przekroczyły granicę, za którą stały się gazetą partyjną.
Gdzie przebiega Rubikon?
Tam, gdzie powiązania kapitałowe prowadzą wprost do polityków. Przykład: „W Sieci” i senator Grzegorz Bierecki. Zła sytuacja, chociaż zgodna z prawem. I przekaz takiego tygodnika jest nie tyle ideowym wsparciem, co propagandą w stu procentach zgodną z partyjnym interesem.
Marek Zając
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter