Wydanie: PRESS 09/2016
Róbmy swoje
Z Agatą Młynarską rozmawia Karolina Głowacka, TokFM.
Pierwsze odcinki „Świat się kręci” w TVP 1 były ostro krytykowane, głównie za chaos i niejasną koncepcję. Panią z jednej strony wskazywano jako mocny punkt programu, z drugiej oceniano, że jednak nie radzi sobie Pani z kłócącymi się w studiu gośćmi.
Zarządzanie osobami, które są w konflikcie, kiedy masz na to sześć minut, rzeczywiście nie należy do najłatwiejszych zadań. Gdy rozmowa zamieniała się w kłótnię, nie starałam się za wszelką cenę przerywać, bo uważam to za nieeleganckie. Dyskusje na argumenty typu: „Nic nie wiesz, nic nie widziałeś” są poniżej mojej godności. Rzecz tkwi w kulturze bycia, a nie w warsztatowych niedoróbkach. Ale nie ukrywam: tematy polityczne nie należały do moich ulubionych, bo to one wywoływały takie emocje. Politycy, których staraliśmy się unikać, byli zawsze monotematyczni, a niektórzy publicyści z obecności w programach telewizyjnych zrobili sobie sposób na życie.
Jak znosiliście krytykę ze strony branży?
Całe to gadanie to była jedna wielka fabryka kurzu na podwórzu. Na początku pisano: „Młynarska, oddaj Dobranockę!”, a po roku byliśmy „kultowym programem”. Dziwiłam się, że koledzy po fachu pozwalają sobie pisać już po dwóch pierwszych odcinkach, że program jest klapą – wiedząc, że wcześniej to pasmo miało 6 procent oglądalności, a gdy wystartowaliśmy – 12 procent. Już w pierwszym sezonie udowodniliśmy, że „Świat się kręci” był dobrym pomysłem, zyskał ponadmilionową wierną widownię.
Jednak wprowadzaliście zmiany.
Byliśmy poddawani bardzo dokładnym badaniom fokusowym, musieliśmy brać pod uwagę informacje o tym, co widzowie polubili, a czego nie chcą. Zresztą sami też czuliśmy, że pewne pomysły się nie sprawdzają. Jest takie powiedzenie: „In God we trust, all others bring data”.
Karolina Głowacka
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter