Wydanie: PRESS 04/2014
Wyznania zawodowego czytelnika
Chciałbym, by czytelnik, sięgając po moje rekomendacje, mógł szybko ocenić: to mnie ciekawi, to nie. I żeby – gdy już zdecyduje się wydać pieniądze na książkę – nie czuł się przeze mnie oszukany
Gdy kilkanaście lat temu napisałem pierwszą w życiu recenzję – z „Autobiografii” Thomasa Bernharda, w „Tygodniku Powszechnym” – byłem dumny wtedy, gdy trzykrotnie czytałem książkę, zastanawiając się nad tym, co też o niej napiszę; wtedy gdy złożyłem wydruk tekstu wraz z dyskietką (e-maile jeszcze nie były w powszechnym użyciu); wtedy gdy ówczesny szef działu kulturalnego Marian Stala pokreślił cały tekst na czerwono, wytykając mi wszystkie nieścisłości i pretensjonalności; wtedy gdy poprawiony tekst się wreszcie ukazał (po kilku długich miesiącach) i wtedy gdy otrzymałem za niego honorarium, które wystarczyłoby może na śniadanie złożone z kajzerek, masła i kawy Inka. Dziś wiem, że zawodowo czytać, a potem pisać o książkach, znaczy wykonywać pracę marnie opłacaną, której rezultaty są nikomu nieprzydatne (Polacy nie czytają – wiadomo) i która – w miarę upływu lat – przynosi coraz mniejszą satysfakcję.
Oczywiście żartuję. Gdybym nie wierzył, że moja praca przynosi komuś pożytek, gdybym nie mógł dzięki niej zarabiać i – przede wszystkim – gdybym po prostu nie kochał książek, poszukałbym sobie innego zajęcia.
Juliusz Kurkiewicz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter