Wydanie: PRESS 03/2012
Biegnę i ja
Z Mariuszem Gierszewskim, dziennikarzem Radia Zet, rozmawia Mariusz Kowalczyk
Wygląda to żałośnie, gdy tak biegacie w Sejmie za politykami.
W Sejmie świat się wywrócił. Jeszcze za czasów AWS politycy nie urządzali co chwila konferencji prasowych. Nie było też całodobowych telewizji informacyjnych. Teraz politycy i media to jest samonapędzający się mechanizm.
Akurat Pana w tym roju szczególnie dobrze widać.
To z powodu mojej charakterystycznej czupryny, na którą operatorzy kamer się wściekają i mówią: „Zabierz te włosy”.
Oni mają przewagę liczebną, bo zwykle w jednej ekipie telewizyjnej jest dziennikarz, operator i dźwiękowiec. Jak się Pan przed nimi broni?
My, radiowcy, jesteśmy bardziej mobilni. Gdy dźwiękowiec telewizyjny już ustawi tę swoją tyczkę z mikrofonem, mogę podbiec z boku do polityka i stanąć bliżej niego.
Czekając na polityka godzinami, potem okrążając go jak rój, nie czujecie się traktowani z buta?
Tego pytania już sobie nikt nie zadaje. Dziennikarze weszli w ten cyrk stworzony przez polityków. Główny cel to nagrać wypowiedź, wyciąć, zesłać do redakcji. A politycy lgną do dziennikarzy, bo wiedzą, że wszystko, co chcą powiedzieć, zostanie wyemitowane.
A Pan jest na straconej pozycji, jeżeli chodzi o ekskluzywne wypowiedzi polityków. Wiadomo, że taki podejdzie raczej do kolegów z telewizji niż do radiowca.
W 2001 roku pojawił się TVN 24 i nagle wszyscy rzecznicy zaczęli dzwonić z informacjami do nich, a nam, radiowcom, zakręcono kurek. Więc kilka lat temu radiowcy wpadli na pomysł, że jak na kogoś polują, to warto wziąć ze sobą jakąś kamerę.
Mariusz Kowalczyk
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter