Wydanie: PRESS 05/2010

Dorwać zwyklaka

Historia musi być niezwykła, choć autentyczna, a opowiadający ją człowiek – zwyczajny. I takiego musi znaleźć dokumentalista

Ania ma 24 lata i lubi ostre balangi, na których pije tyle, że powinna już nie żyć. Nic dziwnego, że czasem nie pamięta, z kim spędziła noc. Olę skazano na 25 lat więzienia, bo zabiła dwie staruszki, swoje znajome. Jacek zbierał cięgi od żony – biła go patelnią, deską do krojenia, a nawet wiadrem. Oprócz traumatycznych przejść tych ludzi łączy to, że wystąpili w talk-show i milionom rodaków opowiedzieli swoje historie. 

A mogli je opowiedzieć dzięki specjalistom od wyszukiwania bohaterów, w jednych stacjach zwanych dokumentalistami, w innych researcherami. Ich zadaniem jest „znaleźć gościa do programu, złapać i utrzymać”. Gościa, czyli zwyczajnego człowieka, który będzie pasował do tematu programu. W researcherskim żargonie nazywa się go różnie: zwyklakiem, normalsem, no name’em. Albo – bohaterem.

Witold Orzechowski, reżyser „Na każdy temat” w Polsacie, pierwszego polskiego talk-show, pamięta, jak przed laty całą Polską wstrząsnął występ pani Jadzi. – Duża, tęga kobieta, taka big mama. Researcherki namierzyły ją w klubie striptizowym pod Poznaniem. Przed kamerami opowiedziała swoją historię. Dwa lata wcześniej pracowała za psie pieniądze jako urzędniczka. Zmarł jej mąż, a ona nie miała na godny pogrzeb. Pożyczyła pieniądze od znajomego właściciela klubu, a on powiedział, żeby nie oddawała, ale odpracowała, bo jest zapotrzebowanie na kobietę w średnim wieku. I występuje w skórze, w ostrym makijażu, z pejczem, którym chłoszcze mężczyzn. Z tego utrzymuje całą rodzinę, córkę posłała na studia, a mężowi postawiła pomnik – opowiada Orzechowski. W latach 90., gdy program stworzony przez Andrzeja Woyciechowskiego gromadził rekordową widownię, takich bohaterów nie było nigdzie indziej.

Dziś prawdziwą machiną ze zwyklakami są „Rozmowy w toku” w TVN. Chyba wszystkie tego typu programy razem wzięte nie miały łącznie tylu bohaterów, ilu miał program Ewy Drzyzgi. I tylu researcherów. „Dokumentaliści – to największa grupa pracowników programu, w tej chwili liczy około 30 osób. Zajmują oni prawie całe piętro budynku – każdy ma komputer, własną linię telefoniczną, każdy wykonuje od kilkudziesięciu do kilkuset rozmów telefonicznych dziennie” – opisuje w wydanej w 2003 roku książce „Sekrety »Rozmów w toku«” Rafał Pittner, który brał udział w przygotowaniu ponad 40 odcinków programu Drzyzgi. „Pierwszym etapem jest wyszukiwanie odpowiednich osób (...). W zależności od problematyki odcinka, która też nie jest bagatelna, jeśli chodzi o trudność w przygotowaniu – trwa to dwa lub trzy dni. Wyobraźcie sobie porównywalne trudności w przygotowaniu odcinka: »Moja córka mnie bije« z innym – na przykład »Komputerowi maniacy«. (...) Ci, którzy nie są w stanie przygotować odcinka, zostają zastąpieni innymi, nie otrzymują wynagrodzenia, a jeśli taka sytuacja się powtórzy, są wysłani na przymusowy urlop lub po prostu zwalniani z pracy” – pisał Pittner. Być może dlatego niektórzy rozmówcy zgodzili się opowiedzieć o kulisach swojej pracy anonimowo. To A, B, C i D.

Judyta Sierakowska

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.