Wydanie: PRESS 01-02/2024
Innej takiej gazety nie ma
Z Wojciechem Czuchnowskim, Dziennikarzem Roku 2023, rozmawia Andrzej Skworz
Dziękując polskim redakcjom za przyznanie tytułu Dziennikarza Roku, powiedziałeś, że Twoja zmarła żona Agnieszka na pewno bardzo cieszyłaby się z Tobą z tej nagrody. Po książce to był Twój kolejny publiczny hołd dla niej.
Połączony z hołdem dla mojej obecnej żony Magdy. Agnieszka towarzyszyła mi przez te wszystkie lata i jej śmierć była dla mnie momentem, w którym zastanawiałem się, czy w ogóle dalej być dziennikarzem. Tak jak zastanawiałem się nad tym, czy nie odejść razem z nią. W pewnym momencie miałem pomysł, że zaproponuję wydawnictwu książkę, potem oddam ją do druku i dalej – albo coś radykalnie zmienię w swoim życiu, albo nawet spróbuję to życie jakoś zamknąć. Myślałem o wyjeździe na stałe na wojnę w Ukrainie, gdzie jest cała masa polskich wolontariuszy. Wszystko potoczyło się inaczej, ale ja ciągle pamiętam o Agnieszce i o tym, jaką rolę odegrała w moim życiu. Także tym zawodowym.
Nie bałeś się, że publikując „Rozbity dzbanek. Sceny z życia, choroby, śmierci i żałoby”, pokazujesz swoim wrogom, jaki jesteś kruchy? Ty – dziennikarz śledczy.
Strasznie mnie wkurza to określenie. Mam masę kolegów i koleżanek, którzy na byciu śledczymi mocno się przejechali. Chociaż nadal wielu nadyma się, jakie to oni wspaniałe śledztwa prowadzą. Ja uważam, że dziennikarzem śledczym się nie jest, a co najwyżej bywa. Każdy dziennikarz, niekoniecznie śledczy, trafia w swojej pracy na sprawy aferalne. Zresztą pisząc bieżące informacje, też trzeba je weryfikować. Bywa, że wtedy dogrzebujemy się do drugiego i trzeciego dna. Myślę, że jeżeli przetrwałem ponad 30 lat pracy na pierwszej linii i nie zwariowałem, nie popadłem tak jak wielu kolegów w skłonności do teorii spiskowych, jakąś skrajną podejrzliwość, to właśnie dlatego, że nie jestem jakoś szczególnie wrażliwy.
Ale w książce ujawniłeś sporo swoich słabości.
Pisząc, w ogóle o tym nie myślałem. Byłem w sytuacji, kiedy zastanawiałem się, czy dalej będę pracował w dziennikarstwie, a po napisaniu tej książki ani razu jej nie przeczytałem. Tak jest do dzisiaj – trochę się jej boję. Nawet korektę nanosiłem tylko na poszczególne fragmenty. I jeśli wtedy czegoś się obawiałem, to tego, że książka nie jest taka, jaką bym chciał napisać. Zrobiłem, co było w mojej mocy, żeby upamiętnić Agnieszkę.
Andrzej Skworz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter