Wydanie: PRESS 11/2014
Sherlock Holmes w sieci
Jak szybko i sprawnie zweryfikować treści tworzone przez użytkowników
Saudyjska pilotka myśliwca jednego dnia cieszyła się, że może latać i pomagać swojemu narodowi, a drugiego dnia dowiedziała się, że opuściła ją rodzina. Jej rodzice wyrzekli się jej, bo bombardowała terytoria zajmowane przez islamskich fundamentalistów z ISIS.
Ogłosili to światu w dramatycznie brzmiącym liście otwartym. Najpierw huczały o tym arabskie serwisy społecznościowe, potem temat podjęły palestyńska agencja informacyjna i serwis Inquisitr (10 mln odsłon miesięcznie). Aż w końcu tekst na ten temat pojawił się w brytyjskim dzienniku „Daily Mail” – w wersji papierowej i na jego stronie internetowej, która jest najpopularniejszą witryną informacyjną w sieci. Nic dziwnego. Poruszająca historia. No i przyczynek do dyskusji o zderzeniu cywilizacji.
Jest tylko jeden problem. Dość fundamentalny. – Wystarczyło porozmawiać z rodziną tej dziewczyny, by się dowiedzieć, że to nieprawda. Mało tego. Sama rodzina ogłosiła, że doniesienia o liście nie są prawdziwe. Prawdopodobnie został sfabrykowany przez zwolenników ISIS. Rozpowszechnili go w sieci i nabrali część mediów, które rozsiewały islamską propagandę – tłumaczy doświadczony kanadyjski dziennikarz Craig Silverman, założyciel bloga „Regret the Error” poświęconego błędom popełnianym w mediach i sposobom weryfikacji informacji. Silverman jest redaktorem opublikowanego niedawno przez European Journalism Centre podręcznika „Verification Handbook”.
Kilka sekund – tyle zajmuje przybranie fałszywej tożsamości na Twitterze, załatwienie sobie followerów i retweetów. Wystarczy wejść na stronę Lemmetweetthatforyou.com. Parę kliknięć i już możemy wpuścić do sieci największą bzdurę. Technika cyfrowa pozwala na spreparowanie zdjęcia lub filmu, choć umyślne fałszerstwa nie zdarzają się często. Tak przynajmniej wynika z doświadczenia Philippy Law szefującej do niedawna sekcji „Witness” w „The Guardian” zajmującej się treściami tworzonymi przez użytkowników. – Najczęściej ktoś ma dobrą wolę i chce pomóc, ale na przykład źle opisuje to, co uwiecznił na zdjęciu – mówi Law. Lecz z perspektywy dziennikarza to, jak powstał błąd, nie czyni różnicy.
Jak więc nie dać się nabrać?
Adam Dąbrowski, Londyn
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter