Wydanie: PRESS 12/2013
Fakty i chwyty
Urzędnik opolskiego magistratu po prowokacji dziennika „Fakt” stracił pracę z powodu łamania szóstego przykazania
Życie zakręciło Andrzejem Piaseckim 6 września. Tego dnia stracił pracę, a jego żona zażądała rozwodu. Dwa dni wcześniej „Fakt” zorganizował przeciwko niemu prowokację.
Dziennik chciał udowodnić, że urzędnik umawia się z kobietami na randki w godzinach swojej pracy. Dziennikarka „Faktu” użyła podstępu. Przedstawiając się jako Wiola, wysłała mu zdjęcia dziewczyny w bikini jako swoje. Umówili się na spotkanie w hotelu. Gdy Piasecki wysiadł z samochodu, podbiegła do niego dziewczyna z mikrofonem. Zasypała go pytaniami: – Co pan tu robi w godzinach pracy? Dlaczego umawia się pan z kobietami w czasie pracy? Dwóch fotoreporterów strzelało zdjęcia.
Chwilę później ktoś z „Faktu” dzwoni do urzędu i informuje o przeprowadzonej prowokacji. Zapowiada, że tekst o frywolnym i nieobowiązkowym urzędniku ukaże się w najbliższy poniedziałek.
Ówczesny wiceprezydent miasta Arkadiusz Wiśniewski wzywa Piaseckiego do siebie. – Powiedział, że tekst w „Fakcie” wywoła skandal, który nadszarpnie wizerunek Urzędu Miasta Opola. Żeby złagodzić jego skutki, postanowiono się ze mną rozstać – opowiada Piasecki. Tłumaczy, że rzeczywiście wyszedł z pracy, ale miał do tego prawo. Zgodnie z praktyką przyjętą w urzędzie skorzystał z godzin przepracowanych ponad wymiar. Ratusz urzędnikom za nie nie płaci, ale mogą je sobie odebrać. Jednak wiceprezydent Wiśniewski jego wyjaśnień nie chciał słuchać. – Dostałem do wyboru: zwolnienie dyscyplinarne albo rozwiązanie stosunku pracy za porozumieniem stron. Wybrałem drugą opcję i w tamtej chwili byłem wdzięczny, że zwolnienie dyscyplinarne nie przekreśli moich szans na znalezienie nowej pracy – mówi Piasecki. Jak się okaże, bardzo się mylił.
Małgorzata Wyszyńska
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter