Wydanie: PRESS 03/2013
Ważne, że biją!
Z ojcem Starucha Wojciechem Staruchowiczem, dziennikarzem „Pulsu Biznesu”, rozmawia Renata Gluza
Nie będę ukrywała, że się znamy. Bo pamiętam, jak opowiadałeś mi o synu kibicu, który jest urodzonym organizatorem i animatorem. I jak kiedyś przyszedł do naszej redakcji, stanął w drzwiach i grzecznie zapytał: „Tatuś, kiedy kończysz?”. Więc gdy skojarzyłam, że ten słynny Staruch, to Twój syn, wierzyć mi się nie chciało.
To było prawie dziesięć lat temu.
Dziś go już nie lubię.
To mnie nie dziwi.
Do kibiców nic nie mam, ale do kiboli, takich jak Staruch – owszem.
Rzecz w tym, że obraz tak zwanych kiboli, wykreowany przez media za pomocą obrzydliwej nagonki, doprowadził do tego, że dziś wszystkim kibic kojarzy się z bandytą, który chodzi z kijem bejsbolowym i bije staruszki. A to totalna bzdura. Wśród kibiców na stadionach można znaleźć cały przekrój społeczny: są tam i profesorowie uniwersytetu, i ludzie spod budki z piwem – jak w każdym dużym zgromadzeniu. To nie jest środowisko zdegenerowane, bandyckie. Policji i niektórym mediom zależało na tym, by tak postrzegano kibiców. A ludziom się już wszystko miesza – raz słyszę, że mój syn pobił kibiców reprezentacji narodowej, innym razem, że kogoś opluł – zlewa im się w jedno. I kiedy słyszą: „kibol”, myślą: „Staruch”.
Renata Gluza
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter