Wydanie: PRESS 02/2012
Kryminały z kasą w tle
Pisanie o kryzysie przypomina pracę detektywa: trzeba szperać w archiwach, przetrząsać bazy danych, składać strzępy informacji w logiczną całość. No i pytanie na koniec jest podobne: kto ukradł?
Do rozmów z ekspertami zawsze się przygotowuję – skoro zgodzili się na rozmowę, staram się nie marnować ich czasu. Dostaję zwykle 15–30 minut, więc muszę mieć około dziesięciu pytań. Obcokrajowcy rzadko proszą o autoryzację, ale rozmówcy z instytucji i rządów zwykle nie chcą być cytowani i ja to szanuję. Jak background to background – jako dziennikarz chcę zrozumieć problem, a nie złapać kogoś za słowo. Zawsze informuję, że będę nagrywał rozmowę na własny użytek – trudno zadawać mądre pytania w obcym języku, gdy trzeba jednocześnie notować odpowiedzi.
Niedawno zdarzyło mi się zadzwonić do Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w Bazylei, który pomaga bankom centralnym śledzić przepływy kapitałowe. BIS niechętnie udziela wypowiedzi, ale czytałem akurat ich raport o rynku obligacji i na ostatniej stronie znalazłem numer na biurko jednego z ekspertów. Był zaskoczony moim telefonem, chciał mnie odesłać do działu prasowego, ale powiedziałem, że nie będę go cytował, że chcę się tylko zorientować w temacie i skorzystać z jego wiedzy.
Mnóstwo się dowiedziałem. Gdy rozmawiam na offie z zagranicznym urzędnikiem, ten mówi, co myśli i nie boi się, że złamię umowę o niepodawaniu jego nazwiska. Daję słowo i to wystarcza.
Do ekspertów dzwonię głównie po objaśnienia i opinie, bo dane i fakty są dziś powszechnie dostępne. Jednak zdarzają się wyjątki. Robiłem sobie niedawno spis rentowności obligacji dziesięcioletnich w strefie euro. Dane dla większości krajów znalazłem bez problemu w Bloombergu, ale gdy wstukiwałem: Slovakia ten year bonds yield, nic nie chciało wyskoczyć. To samo w Google. Po godzinie złapałem za telefon i zadzwoniłem bezpośrednio do agencji emitującej dług w Bratysławie. „Jaka jest rentowność waszych dziesięcioletnich obligacji?”. Na to Słowak po drugiej stronie: „To ciekawe, że pan pyta, bo nie emitowaliśmy dziesięciolatek od dłuższego czasu. Ale nasze ośmioipółletnie papiery chodzą po 4,84 procent”.
Zaraz po odłożeniu słuchawki wszystko spisuję, tłumacząc od razu na polski – wtedy pamiętam jeszcze, co mi zaświtało w głowie podczas rozmowy. Pod nazwiskiem rozmówcy mam wypunktowane jego najważniejsze wnioski – już gotowe do zacytowania albo wplecenia w tekst. Jako cytaty wykorzystuję te wypowiedzi, które zgrabnie spinają całe zagadnienie. Jeśli mój ekspert przez pół godziny mówił rzeczy powszechnie znane, to nie będę go cytował pod nazwiskiem. Szukam rozmówców, którzy z jednej strony oprowadzą mnie po temacie, a z drugiej spuentują problem dla czytelnika. To są często wypowiedzi z dowcipem albo dosadnością, których w tekście inaczej by nie było.
Więcej w lutowym numerze "Press" - kup teraz e-wydanie
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter