Wydanie: PRESS 02/2003
Dolce vita?
Praca redaktorów naczelnych pism hobbystycznych to często pasmo przygód z dala od redakcji.
Są w Polsce redaktorzy naczelni, których trudno spotkać w gabinetach. Albo ich w ogóle nie mają, albo brak im czasu, by w nich przesiadywać. Aleksander Lwow, naczelny "Gór i Alpinizmu", pracuje w swojej chacie z bali w paśmie gór w okolicach Lądka Zdroju. - Jest tam dywanik naczelnego - żartuje. Do chaty ma podciągnięty ISDN i przez Internet łączy się z sekretarzem redakcji, który mieszka we Wrocławiu.
Waldemar Heflich, naczelny pisma "Żagle - Magazyn Sportów Wodnych" i stały komentator żeglarstwa w Eurosporcie, wozi ze sobą całe studio - telefon, notebook, aparat fotograficzny i skaner. Materiały przesyła do redakcji pocztą elektroniczną lub przekazuje kurierowi na płycie CD. Codziennie o 16 prowadzi telekonferencję z zespołem. - Jestem w podróży około 150 dni w roku, ale mam pełne zaufanie do profesjonalizmu załogi "Żagli" - mówi. - Znam tytuły, w których pod nieobecność naczelnego jest problem nawet wtedy, gdy w redakcji zgaśnie światło. Nie wyobrażam sobie jednak, aby szef takiego pisma jak nasze urzędował w biurze.
Grzegorz Kopacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter