Polscy dziennikarze mają problem z dostępem do informacji. Raport o stanie jawności w Polsce
Raport o jawności uderzył m.in. w rzeczników prasowych
Długi czas odpowiedzi na zadanie pytania, problemy z rzecznikami prasowymi, którzy zamiast ułatwiać często utrudniają dostęp do informacji, czy penalizacja pytań dziennikarskich, to tylko niektóre problemy, z jakimi stykają się dziennikarze usiłujący dotrzeć do informacji. Taki obraz prezentuje "Raport o stanie jawności w Polsce" przygotowany przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska.
"Raport o stanie jawności" to pierwsza kompleksowa próba uporządkowania informacji na temat jawności i dostępu do informacji w Polsce. Watchdog oparł się na dostępnych danych, pochodzących ze sprawozdań sądów administracyjnych czy wyników działań Najwyższej Izby Kontroli. Raport obejmuje również dane ze zleconych przez Watchdog badań IPSOS, a także monitoringu realizacji wniosków o udostępnienie informacji przez samorządy, ministerstwa oraz inne, wybrane instytucje publiczne.
Kilka kategorii problemów
Część raportu jest poświęcona realizacji prawa do informacji w zderzeniu z obowiązkiem informacyjnym wynikającym z Prawa prasowego. Dziennikarze mają prawo do informacji od organów władzy publicznej, którego realizacja ma odbywać się w trybie Ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Czytaj też: Prorządowe media słabo poradziły sobie z odrzuceniem wotum zaufania
Sądy administracyjne rozpatrujące sprawy dziennikarzy w zakresie dostępu do informacji publicznej postawiły im dodatkowe wymagania, które muszą spełnić. Dziennikarz zatrudniony w redakcji musi wykazać przed sądem, że ma upoważnienie do działania od redaktora naczelnego. Działający na własną rękę (freelancer, samodzielny producent) jest zobowiązany dostarczyć sądowi administracyjnemu uwierzytelniony odpis postanowienia sądu okręgowego potwierdzający, że ma zarejestrowany tytuł prasowy.
Raport wymienia kilka kategorii problemów, z jakimi spotykają się dziennikarze usiłujący uzyskać informacje od instytucji ze sfery publicznej. Pierwszy to czas odpowiedzi. Zamiast bezpośredniej odpowiedzi dostają informację, że jedynym dostępnym trybem jest tryb wynikający z Ustawy o dostępie do informacji publicznej. W tym trybie można ubiegać się np. o dane dotyczące decyzji czy inwestycji, natomiast nie o komentarze, opinie czy wypowiedzi.
W przypadku wniosków składanych w trybie Prawa prasowego dziennikarze pytani przez Watchdog wskazywali, że czas oczekiwania na odpowiedź władz czy instytucji może być bardzo różny – od natychmiastowych po dwutygodniowe oczekiwanie. Zdaniem autorów badania odpowiedzi na bardziej kontrowersyjne tematy są czasami "przetrzymywane", a oficjalne czynniki próbują przykryć jeden temat innym. Niektóre urzędy niechętnie udzielają informacji telefonicznie, proszą o podanie adresu mailowego i dopiero po jakimś czasie udzielają elektronicznie odpowiedzi. Zdarzają się też przypadki, że ciekawe informacje publikują jako pierwsze media samorządowe, a media niezależne mają do nich dostęp w drugiej kolejności.
Wydzielanie korzystnych dla instytucji informacji
Problemem są też same odpowiedzi. Urzędy robią to selektywnie, stawiając wyłącznie na pozytywne relacje. Odpowiadają wyczerpująco na część pytań zadanych, a na pozostałe jedynie w ograniczonym zakresie.
Czytaj też: Osiem innowacji działu propagandy TVP, które przejdą do historii. Nigdy nie zapomnimy
– To wskazuje na "cherry picking", czyli wydzielanie informacji, które są korzystne dla instytucji – zauważają autorzy badania.
Niektóre urzędy i instytucje niechętnie współpracują z mediami lub wcale nie odpowiadają na pytania. Urzędy miast unikają udzielania odpowiedzi mediom publicznym, urzędy administracji centralnej niechętnie odpowiadają przedstawicielom niezależnych mediów. Zjawisko jest widoczne nawet w czasie konferencji prasowych.
W raporcie dostało się również rzecznikom prasowym. Mają oni ułatwiać kontakt dziennikarzy z instytucjami. W praktyce często stanowią barierę. – W regulaminach organizacyjnych urzędów stanowisko rzecznika jest wskazane jako jedyne do kontaktu z mediami, co bywa wykorzystywane jako podstawa odmowy odpowiedzi przez dyrektorów wydziałów, ich zastępców czy innych merytorycznych pracowników – zwraca uwagę Sieć Obywatelska. Problem dotyczy nie tylko rzeczników urzędów i instytucji, ale również rzeczników firm, którzy często przejmują niewłaściwe wzorce swoich urzędowych kolegów.
Polskie media niezależne mają problem
Raport Watchdog Polska przypomina sprawę bielskiego dziennikarza Mirosława Jamro, który od lat zajmował się interwencjami lokalnych służb – głównie straży pożarnej i policji. We wrześniu 2022 roku został oskarżony o nakłanianie policjantów do przekazywania informacji niejawnych. Chodziło o pytania, jakie zadawał na miejscu wypadków drogowych, które relacjonował. Jamro usłyszał zarzuty podżegania funkcjonariuszy policji do przestępstwa przekroczenia uprawnień przez ujawnienie informacji stanowiących tajemnicę, które następnie publikował. Śledztwo ostatecznie umorzono.
Czytaj też: TVP 3 od stycznia ze skromniejszą ramówką. Zniknie część programów
W innym przypadku dziennikarz lokalny został oskarżony o zniesławienie burmistrza poprzez wysłanie pytań do biura prasowego, zawierających opinie i nieprawdziwe informacje o jego działalności. Sąd Najwyższy podkreślił nieproporcjonalność reakcji wobec dziennikarza, który działał w obronie interesu społecznego, zajmując się tematem nie wykreowanym przez siebie, ale przez zachowanie burmistrza.
Według "Raportu o stanie jawności w Polsce" polskie media niezależne mają problem nie tylko z dostępem do informacji, ale również z dostępem do rynku, ograniczanym przez media samorządowe. Borykają się też z jedną z największych w Europie liczb procesów SLAPP (blokujących udział publiczny).
Czytaj też: Oni tak szybko odchodzą. Dziennikarski styl życia zbiera żniwo
(PAR, 12.12.2023)