Wydanie: PRESS 01-02/2020
Jak równy z równym
Kurczący się rynek daje szansę niezależnym agencjom. Bycie sieciówką traci sens.
Polsce funkcjonują agencje sieciowe, w których praktycznie nie ma projektów realizowanych w ramach umów międzynarodowych albo stanowią one nieznaczny procent ich przychodów. Mimo to i tak są zobligowane do płacenia sieciowych haraczy. Dlatego część agencji szuka sposobów rozwiązania takiego niekorzystnego układu. Czasem oznacza to wyjście z sieci.
To, co dziś obserwujemy w Polsce, parę lat temu można było zaobserwować na mniejszych rynkach, np. na Litwie czy Bałkanach. Jedną z podstawowych przyczyn zmian jest centralizacja widoczna choćby w tym, że cała praca kreatywna i koncepcyjna realizowana jest w centrali. Do agencji w regionie trafia więc najwyżej projekt adaptacji lub jedynie zaopiniowanie i wybór z już gotowych projektów. Lokalne agencje nie mają okazji się wykazać, a zatem są wynagradzane stosownie do wkładu pracy. A ten z roku na rok jest coraz mniejszy. Sieciowy biznes, kiedyś podstawa bytu międzynarodowych agencji, czasem nawet stanowił 70–80 proc. ich przychodu, kurczy się teraz niekiedy nawet do zera. Mimo to agencje nadal muszą odprowadzać część zarobków do swoich centrali, choć te, poza nazwą, wiele już im do biznesu nie wnoszą. To powoduje, że sieciówki stają się mniej zyskowne od agencji lokalnych.
Agata Małkowska-Szozda
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter