Wydanie: PRESS 01-02/2017
Strasznie chwytają
Z Martinem Stankiewiczem, laureatem nagrody Grand Video Awards, rozmawia Iga Kołacz.
Coca-Cola czy Sprite?
Oba są dobre, ale Coca-Cola jest moim ulubionym napojem. Nie tylko dlatego, że jestem jej ambasadorem, po prostu na niej się wychowałem. Utożsamiając się z tą marką, staram się być konsekwentny i nie promować innych produktów z tej samej kategorii. Wprawdzie promowałem też Sprite’a, ale on również należy do rodziny Coca-Coli.
Od pewnego czasu staram się jednak działać bardziej z głową i współpracować z markami długofalowo. Wtedy czuję się bardziej fair wobec widza. Nie rozumiem youtuberów, którzy jednego miesiąca nagrywają pewien produkt, a drugiego inny z tej samej kategorii, bo umowa tego nie zakazywała. Gdzie wiarygodność?
Sprzedajesz się?
Gdybym powiedział, że nie, byłbym hipokrytą, bo sprzedaję się. Uważam jednak, że sprzedawanie się w taki sposób, w jaki to robię teraz, jest OK. Rok temu faktycznie przeginałem, z czego już wytłumaczyłem się swoim widzom. Oczywiście dobrze zarabiam, ale chcąc tworzyć jakościowy kontent, muszę mieć za co go robić.
W filmie „Sprzedałem się” tłumaczyłeś się z tego, że zarabiasz.
Bo był moment, w którym przegiąłem. Współprace, które negocjowałem, spiętrzyły się na przestrzeni trzech tygodni, co faktycznie z punktu widzenia odbiorcy mogło się wydawać przesadą. Poczułem presję, nagonkę wręcz, i stwierdziłem, że warto się wytłumaczyć. Ale dzięki temu mogłem pokazać swoje inne oblicze. Ludzie zobaczyli kolesia, który potrafi nie tylko robić dowcipy, ale może mówić do rzeczy.
Iga Kołacz
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter