Wydanie: PRESS 07-08/2016
Detektywi słów
W Polsce co dzień wychodzi 90 książek, a co piąta jest tłumaczeniem. Kto je robi i co z tego ma?
Uważam, że wydawnictwo, dbając o swoją renomę, powinno jak najszybciej wycofać ze sprzedaży kompromitujące tłumaczenie i wydrukować jego solidnie poprawioną wersję. Zauważone przeze mnie błędy mają charakter zarówno merytoryczny, jak i językowy. W czasie tej lektury odnosiłem wrażenie, że tłumaczka tłumaczy bez zrozumienia – co jest chyba nowym zjawiskiem w polskiej sztuce translatorskiej” – napisał na początku kwietnia br. na facebookowym profilu wydawnictwa Znak rozżalony czytelnik, który kupił książkę Olega Chlewniuka „Stalin. Nowa biografia”. Powyższy fragment jest jedynie częścią recenzji, która liczy 2,5 strony i wyszczególnia potknięcia tłumaczki, m.in. pomyłki dotyczące faktów historycznych, sposobu transkrypcji nazwisk z języka rosyjskiego na polski czy używania złego słownictwa. Czytelnik punktuje i poucza: „Przy omawianiu udziału Stalina w wojnie polsko-bolszewickiej kilkakrotnie pojawia się określenie »front południowo-wschodni«, tymczasem Stalin był komisarzem politycznym na froncie południowo-zachodnim. Sowieci szli w kierunku Polski na zachód, nie na wschód”; „Kto ze zwykłych polskich czytelników będzie w stanie prawidłowo przeczytać nazwisko autora książki w wersji »Khlevniuk«? Dlaczego nie Chlewniuk? Czy także będziemy pisać Dostoevsky, Bulgakov, Tolstoy etc.?”; „Zupełnie nieuzasadnione jest stosowanie w polskim tłumaczeniu rosyjskiego terminu »wożd«. (…) Sugeruje to, iż w języku polskim nie ma odpowiednika tego rosyjskiego słowa. Tymczasem nasz wódz oznacza dokładnie to samo co wożd’’.
Internetowy post okazał się fragmentem listu przesłanego do wydawnictwa przez dr. Włodzimierza Sochackiego, nauczyciela historii w liceum im. Cervantesa w Warszawie, byłego dziennikarza, współpracującego przed laty m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Nowym Światem”, „Życiem Warszawy” i TVP (jako korespondent w Wilnie). Sochacki jest również autorem kilku podręczników dla licealistów. – Mój tekst wynika przede wszystkim z niezgody na bezczelne chałturzenie, jakie stało się w wielu wydawnictwach normą. Praktycznie nie ma redaktorów merytorycznych, którzy byliby w stanie korygować otrzymany od tłumacza tekst. Wydawnictwa często zatrudniają najtańszych, czyli najmniej doświadczonych tłumaczy. Czytelnik, który wyda 60 złotych na gniota, jest wściekły – mówi Sochacki.
– Wszystkie uwagi skonsultowaliśmy z tłumaczką i znamy jej stanowisko. Z niektórymi z nich się nie zgodziła, a jej argumentacja jest przekonująca – informuje Krzysztof Chaba, redaktor książki z wydawnictwa Znak Horyzont. – Kontakt z czytelnikiem jest sprawą kluczową. Dzięki takim uwagom nasze książki mogą być lepsze, a odbiorca ma prawo wyrazić swoją ocenę. Pracujemy nad wprowadzeniem poprawek do kolejnego wydania – dodaje.
Piotr Zieliński
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter