Gaworski, wjeżdżasz!
Zdjęcie Marcina Gaworskiego zrobił Adam Guz/Press
Ciepła posadka, samochód służbowy, premie - to wszystko już miał. Lecz serce biło mu szybciej i poszedł na swoje. Chce, by wszystko, co robi, wywoływało ekscytację u odbiorców. Dziś Marcin Gaworski jest partnerem w 180heartbeats + Jung von Matt - w rozmowie z Agatą Małkowską-Szozdą przekonuje, że w tej braży można być „gościem z twardą dupą i miękkim sercem”.
Zbudowana przez Ciebie digitalowa MRM była jedynym przypadkiem w Polsce, kiedy agencji sieciowej, w tym przypadku McCann, udało się stworzyć agencję digital z prawdziwego zdarzenia. Inni źle się do tego zabierali?
Miałem dużo szczęścia i wsparcie Marka Janickiego, byłego CEO grupy McCann – a to okazało się dwoma niezbędnymi elementami. McCann, jako pierwsza sieć, stworzył internetową strukturę globalnie – to się nazywało wtedy Thunder House, który już w 1997 roku robił internetowe kampanie dla Opla. Potem nazwy się zmieniały na Zentropy Partners i ostatecznie MRM Worldwide.
Gdy w 2001 roku wszedłem do pokoju tak zwanego digitalu, to siedziały w nim trzy osoby. Wokół leżały sterty gazet „Komputer Świat”, a te trzy osoby robiły w wielkim skupieniu banery gifowe dla Telekomunikacji Polskiej, bo nie robiło się jeszcze banerów we Flashu. Naprawdę miałem szczęście; Mateusz Zaremba, który wówczas prowadził ten dział, wkrótce zrezygnował. I trochę z braku specjalistów od Internetu w Polsce Marek Janicki powierzył zarządzanie mnie. Pewnie sobie wtedy myślał: czy to ważne, kto te banerki będzie tam produkował? Dawały pół procent biznesu agencji. I tak zostałem „wielkim” szefem z kilkuosobowym zespołem.
Agata Małkowska-Szozda
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter