Wydanie: PRESS 06/2016
Chcesz stworzyć nowe medium, ale nie masz pieniędzy? Spróbuj je pozyskać z crowdfundingu
Finansowanie społecznościowe to sposób na zdobycie pieniędzy i rozgłosu, ale trudny sposób.
To była dla nas ostatnia deska ratunku – przyznaje Agnieszka Holwek, odpowiadająca za marketing, PR i reklamę w Radiu Jazz.fm, które w serwisie crowdfundingowym Wspieram.to zebrało ponad 63 tys. zł na swoją reaktywację. Z innego powodu pieniędzy u internautów szukał Jarosław Szubrycht, redaktor naczelny „Gazety Magnetofonowej”. W serwisie Polakpotrafi.pl zebrał ponad 38 tys. zł na wydanie pierwszego numeru kwartalnika o muzyce, bo: – Uświadomiłem sobie, że to mój projekt życiowy i nie chciałbym go od razu oddawać jakiemuś wydawcy, gdyż to oznacza kompromisy, na które na tamtym etapie nie byłem gotowy – wyjaśnia Szubrycht, dodając: – Równie ważny był aspekt promocyjny. Wiedzieliśmy, że crowdfunding to nie tylko pieniądze, ale również pozytywny szum wokół pomysłu, a na tym zależało nam najbardziej.
Crowdfunding, czyli finansowanie projektów przez darczyńców z pomocą internetowej zbiórki w Polsce rozkręcił się dwa lata temu. Wykorzystywany jest od finansowania ekologicznych kooperatyw warzywnych, przez wyprawy na Mount Everest, samotne podróże kajakiem przez Atlantyk, po pomniki Armii Krajowej. Wśród projektów czasami znajdą się takie z medialnego podwórka – zaczynając od 1,2 tys. zł zebranych na wydanie magazynu „Expionage”, aż po tak duży projekt, jak reaktywacja magazynu o grach wideo „Secret Service”, na którą zebrano ponad 280 tys. zł.
Największy sukces, największy problem
„Secret Service” długo był największym projektem dofinansowanym w Polakpotrafi.pl – dopiero w połowie kwietnia br. został wyprzedzony przez pomnik żołnierzy Armii Krajowej pod Wawelem, który zebrał ponad 385 tys. zł. W budowę monumentu zaangażowali się jednak potężni sponsorzy – np. firma Budimex wpłaciła aż 100 tys. zł. W przypadku innych projektów crowdfundingowych to raczej rzadkość.
Dlatego 3688 darczyńców „Secret Service” to nadal rekord pod względem liczby osób, które dofinansowały pojedynczy projekt w serwisie Polakpotrafi.pl., a wpłaciły łącznie 284 110 zł, trzykrotnie więcej niż 93 tys. zł, o które prosił wydawca.
– Pierwotne plany, które zakładały pojawienie się pierwszego numeru na przełomie maja i czerwca 2014 roku, okazały się niemożliwe do zrealizowania, debiut w sposób automatyczny przesunął się na wrzesień. Crowdfunding wydał się idealnym sposobem na długotrwałą promocję i nagłośnienie całej akcji i przy okazji doskonałym narzędziem do zebrania feedbacku od potencjalnych odbiorców pisma – wyjaśnia Robert Łapiński, wydawca pisma.
Największy sukces szybko okazał się też największym kryzysem polskiego rynku crowdfundingowego. Na początku nic tego nie zapowiadało – pod koniec sierpnia 2014 roku zakończyła się zbiórka, pierwszy numer „Secret Service” pojawił się już miesiąc później. Problemy zaczęły się po wydaniu drugiego numeru czasopisma. Doszło do konfliktu między Waldemarem Nowakiem, który posiadał prawa do nazwy „Secret Service”, a Robertem Łapińskim, wydawcą reaktywowanego czasopisma. W efekcie 10 grudnia 2014 roku na Facebooku pojawiła się informacja: „Idea Ahead (wydawca) nie dysponuje już prawami do marki »Secret Service«. Wróciły one do właściciela, czyli spółki Bronwald. Prawa do tytułu były licencjonowane na podstawie umowy, która wygasła”.
Obie strony mają swoje wersje tej historii – właściciel praw do tytułu twierdzi, że wydawca zaraz po akcji crowdfundingowej wypowiedział mu umowę na prawa do tytułu. Wydawca utrzymuje z kolei, że umowa została wypowiedziana, bo była źle skonstruowana – a przy kolejnych negocjacjach obie strony nie umiały już dojść do porozumienia.
Wielu internautów nie ukrywało oburzenia: „Przecież kasa była zbierana na markę Secret Service, a nie Pixel... gdybyście zbierali na Pixela jakiegoś to nie wiem, czy byłoby to 20 tys. zł... ludzie przecież to jest z góry zamierzony wałek”.
– W sytuacji kiedy cała redakcja pozostała przy mnie jako wydawcy, podjąłem działania, mając na celu przede wszystkim zachowanie maksymalnie fair wobec osób, które wsparły projekt – tłumaczy dzisiaj Robert Łapiński. Zaproponował zwroty pieniędzy niezadowolonym fundatorom (pomniejszone o cenę wydanych już numerów czasopisma), „Secret Service” zmienił tytuł na „Pixel”, zwiększył objętość, zmienił się w miesięcznik. Pierwszy numer po rebrandingu został bezpłatnie wysłany do wszystkich wspierających. – O zwrot środków poprosiło ok. 80 osób – wyjaśnia Łapiński. Magazyn w dalszym ciągu się ukazuje, ma lojalne grono odbiorców.
Zdaniem Karola Króla, autora książki „Crowdfunding. Od pomysłu do biznesu, dzięki społeczności”, crowdfunding w Polsce jest dość bezpieczny. – Oczywiście mają miejsce opóźnienia w realizacji projektów, istotne zmiany jak w przypadku „Secret Service”, ale presja społeczności oraz dostępne narzędzia prawnej egzekucji powodują, że zjawiska o charakterze oszustwa praktycznie nie występują – stwierdza Król.
Długie planowanie
Największą inicjatywą na polskim rynku jest „Hejtoholik” – projekt walki z hejtem, który w ub.r. zebrał ponad 600 tys. zł, a pieniądze zostały wykorzystane na organizację spotkań z Michałem Wawrzyniakiem, trenerem osobistym (mógł przyjść każdy, kto zapłacił 25 zł lub więcej).
Wydawanie zebranych pieniędzy to jednak ostatni etap. Bez odpowiedniego przejścia poprzednich raczej nie dojdziemy do tego momentu. Bartosz Nowak z Polakpotrafi.pl tłumaczy: – Budowanie projektu crowdfundingowego zaczyna się długo przed rozpoczęciem zbiórki. Jeśli jest w początkowej fazie, to optymalnie trzeba przeznaczyć pół roku na jego rozwój. Jeśli powstała już wokół niego społeczność, to wystarczy przygotowanie strony i rozpisanie harmonogramu promocji, co powinno zająć od półtora do dwóch miesięcy.
Ale najpierw trzeba zdecydować się na wybranie portalu crowdfundingowego. Za granicą istnieją nawet specjalne serwisy finansujące wyłącznie media, jak np. brytyjski Byline.com – ostatnio zasłynął artykułem Jamesa Cusicka, byłego dziennikarza politycznego dziennika „The Independent”. W tekście opisywał on, jak kolejne brytyjskie redakcje nie publikowały informacji o związku ministra kultury Johna Whittingdale’a z prostytutką – jego zdaniem dlatego, że polityka prowadzona przez ministra odpowiadała rynkowi brytyjskich gazet. Za ten tekst Cusick prosił o 3 tys. funtów, do tej pory 90 osób wpłaciło ponad 3,6 tys. funtów.
Najbardziej znane światowe serwisy crowdfundingowe to Kickstarter i Indiegogo. Ten pierwszy ma nawet specjalną kategorię projektów dziennikarskich – obecnie aktywnych jest 85, od feministycznego kwartalnika kulinarnego po zbieranie budżetu marketingowego dla organizacji ratującej rekiny w Indonezji. Dział dziennikarstwo dostępny jest też w polskim serwisie Polakpotrafi.pl – obecnie aktywny jest jednak zaledwie jeden projekt – fundacja Medium Publiczne zbiera 14,5 tys. zł na słuchowisko, a udanych jest raptem 15. Projekty medialne często pojawiają się w innych kategoriach („Gazeta Magnetofonowa” była w muzyce, a „Secret Service” w książkach/publikacjach). Serwis Wspieram.to, tak jak kilka innych, nie ma osobnego działu poświęconego mediom – dlatego np. Radio Jazz.fm było w dziale muzyka, a czasopismo komiksowe „Rys Historyczny” w książki/pisma. – Wybór portalu ma ograniczone znaczenie, sama platforma bez dobrej kampanii nie umożliwi zebrania środków. Przy wyborze portalu należy kierować się jego rozwiązaniami prawnymi, wysokością prowizji, faktem istnienia podobnych projektów oraz dostępnymi narzędziami dla projektodawców. Prowadzenie kampanii na zagranicznych portalach ma sens jedynie wtedy, gdy nasza grupa docelowa mieszka w innym kraju. W takim wypadku działania należy prowadzić w tamtejszym języku i oszacować budżet na działania komunikacyjne i marketingowe – tłumaczy Karol Król, autor książki „Crowdfunding”.
Fundacja Eurojazz, nadawca Radia Jazz.fm, najpierw prowadziła rozmowy z serwisami społecznościowymi. – Nasze przedsięwzięcie jest wolontariackie i niekomercyjne, więc negocjujemy wszystkie pieniądze, które mają wyjść z fundacji. Oni byli najbardziej elastyczni, widać było, że chcieli to z nami zrobić – mówi o Wspieram.to Agnieszka Holwek z Radia Jazz.fm.
Nagrody i promocje
Po wybraniu serwisu trzeba przygotować ofertę – i najważniejsze – zbudować społeczność wokół projektu, a także zaplanować działania marketingowe oraz wymyślić i przygotować nagrody dla darczyńców. Trzeba też zaplanować budżet – od zebranej kwoty należy odliczyć prowizję dla serwisu i operatora płatności (z reguły w sumie ok. 10 proc.), koszt wykonania prezentów i obliczyć podatki. – To może pochłonąć nawet 50 proc. zebranej kwoty, ale przeważnie jest to ok. 25 proc. – wyjaśnia Bartosz Nowak z Polakpotrafi.pl.
Jak duża może być rozpiętość tych wydatków, niech świadczy porównanie „Gazety Magnetofonowej” i Radia Jazz.fm. – Kwota 38 tysięcy złotych może wyglądać imponująco, ale nawet połowa z niej nie trafiła do budżetu magazynu. Niemniej wystarczyło, żeby odbić się od ziemi – mówi Jarosław Szubrycht.
– Jesteśmy organizacją pozarządową, nie płaciliśmy od tego podatku, dostaliśmy to jako darowiznę. Na pewno wyprodukowanie gadżetów jest poważnym kosztem, samo ich spakowanie i wysyłka do 500 osób. Poszło na to pewnie kilka tysięcy złotych, które na dzień dobry musieliśmy założyć w tym budżecie – mówi Agnieszka Holwek z Radia Jazz.fm, które zebrało 63 tys. zł.
A potem należy ruszyć z kampanią promocyjną. – Myślę, że najtrudniejsze jest zdobycie rozgłosu. W końcu każda tego typu akcja niewiele różni się od standardowego procesu sprzedaży. Dużo zależy od grupy docelowej i tego, czy osoby startujące z projektem już są znane – zauważa Marcin Debris, który zbierał na wydanie magazynu „Rys Historyczny”.
Dlatego, mimo iż sukces potrafią odnieść kampanie społeczne skierowane do bardzo różnych ludzi, to w mediach dominują silnie sprofilowane projekty. Mogą one przybrać różny charakter – np. autora, który ma wielu gorliwych wyznawców (Wojciech Sumliński wydał tak swoją książkę o ks. Jerzym Popiełuszce) lub skierowane do konkretnej grupy odbiorców (np. słuchaczy jazzu, fanów gier wideo, komiksów). – Pierwszy próg to wiarygodność naszego projektu. Drugi to zorganizowana wokół niego społeczność. Tych ludzi powinniśmy zebrać wcześniej, żeby wpłacili pieniądze na samym początku akcji. Dzięki temu projekt może nabrać efektu kuli śniegowej. Gdy wchodzimy do restauracji w obcym mieście i widzimy, że jest pusto, to pewnie pójdziemy gdzie indziej. Tu działa podobna zasada – wyjaśnia Bartosz Nowak.
Społeczność możemy zbierać np. wokół forum internetowego czy strony na Facebooku. Przydatni, szczególnie na początku, są ambasadorzy kampanii – np. „Gazetę Magnetofonową” promowali w specjalnie przygotowanym filmie muzycy, m.in. Maryla Rodowicz, Dawid Podsiadło czy Artur Rojek. – To pewnie zaważyło na powodzeniu projektu, bo jeśli wierzyli w niego artyści, to dzięki nim uwierzyli też fani – mówi Szubrycht.
Kolejnymi etapami kampanii crowdfundingowej powinny być: promocja w lokalnej społeczności (użytkownicy chętniej wpłacają sąsiadom niż ludziom z drugiego krańca Polski), następnie w mediach branżowych (których społeczność powinna nas znać), a media ogólnopolskie powinny być najwyżej zwieńczeniem całej zbiórki. – Ludzie często popełniają błąd, myśląc, że gdy pokażą się w „Dzień Dobry TVN”, to zapewni im to sukces. Ale jeśli wystrzelimy się ze wszystkich kanałów promocyjnych już na początku kampanii, to raczej trafimy sobie w kolano. Mainstreamowe media to ostatni moment promocji, gdy już zbliżamy się do końca i wiemy, że niewiele brakuje – wyjaśnia Bartosz Nowak z Polakpotrafi.pl
Prezenty
Najbliższe środowisko może zainwestować w nasz projekt bezinteresownie, ale innych trzeba jakoś przekonać – najłatwiej to zrobić ciekawymi nagrodami. – Powinny się one opierać na czterech filarach, które mogą się ze sobą łączyć: namacalność, unikatowość, wejście do strefy producenckiej, zaangażowanie darczyńcy – wylicza Bartosz Nowak. W pierwszym przypadku chodzi o coś, co jest namacalne – czyli w przypadku projektów medialnych często sam produkt, na który zbieramy (książka, prenumerata czasopisma), ale może to też przyjąć formę gadżetów – kubków, koszulek z nadrukami. Unikatowość polega na zaoferowaniu czegoś, czego nikt inny nie będzie mógł otrzymać – np. specjalne wydanie czasopisma z inną okładką. Strefa producencka pozwala na (czasem złudne) wrażenie uczestniczenia w projekcie. – Najtańszym sposobem jest zaproszenie do tajnej grupy na Facebooku, gdzie będziemy się konsultować. To też jest fajna rzecz dla projektodawcy, bo mamy feedback od potencjalnych przyszłych klientów – wyjaśnia Nowak. Nie musi to być jednak tylko grupa w serwisie społecznościowym czy forum internetowe – np. „Gazeta Magnetofonowa” oferowała za minimum 100 zł publikację tekstu darczyńcy w magazynie (dostępnych było pięć takich nagród, wszystkie wyprzedano), a Radio Wnet za 3 tys. zł oferowało udział w tworzeniu porannego programu (nikt nie skorzystał).
Poza pomysłem na nagrody ważna jest też ich wycena. Oczywiście koszt ich wytworzenia nie powinien być wyższy od kwoty wpłacanej przez darczyńcę, ale są też inne zasady, o których warto wiedzieć. Z danych Polakpotrafi.pl wynika, że średnia wpłata wynosi ok. 100 zł, a mediana 35 zł. – Jeśli ktoś odwiedzi stronę projektu i stwierdzi: „Dobrze, mogę dać 35 złotych tej osobie”, a ma do wyboru opcje za 20 i 50 złotych, to wpłaci tę niższą. Wtedy w oczywisty sposób jesteśmy o 15 złotych w plecy. Dlatego do 150 złotych różnice pomiędzy kwotami nagród powinny być małe, najniższe w przedziale 20–50 złotych (na przykład 20, 30, 40, 50). W przedziale 50–100 złotych muszą być minimum dwie nagrody, na przykład 65 i 80 złotych. Potem już mogą być większe, bo dla osoby wpłacającej 250 złotych kilkanaście złotych w jedną czy drugą stronę nie jest już tak istotne. Powinniśmy pamiętać też o droższych nagrodach, na przykład dla firm, instytucji czy bardziej majętnych darczyńców – wylicza Bartosz Nowak.
Niektórzy nie ukrywają, że popełniali błędy przy wymyślaniu nagród. – Nie doceniliśmy hojności wspierających, skalkulowaliśmy gadżety na stosunkowo niskim poziomie, a to droższe pakiety z prenumeratą, koszulką i torbą poszły najszybciej – przyznaje Jarosław Szubrycht. Najdroższymi nagrodami często jednak nikt nie jest zainteresowany: – Pod koniec akcji dodaliśmy możliwość zorganizowania koncertu wokalistki jazzowej Moniki Borzym w mieszkaniu darczyńcy. Wydawało się nam to bardzo oryginalną nagrodą, a nikt z niej nie skorzystał – przyznaje Agnieszka Holwek. Nikt też nie zdecydował się chociażby na lekcję gitarową z zespołem death metalowym, którą za 200 zł oferowała „Gazeta Magnetofonowa”, czy zostanie honorowym mecenasem książki Sumlińskiego (za 7 tys. zł).
Czas rozliczeń
Po otrzymaniu pieniędzy możemy przystąpić do ich wydawania. Platformy crowdfundingowe zaznaczają w regulaminach, że nie ponoszą odpowiedzialności za dofinansowane projekty. Bartosz Nowak z Polakpotrafi.pl zaznacza jednak, że wszystkie problemy odbijają się na wiarygodności serwisów, więc dopytują u autorów projektów, czym spowodowane są np. spóźnienia z dostarczaniem nagród. – Zdarzały się osoby, które niecierpliwiły się, kiedy będzie nasza aplikacja mobilna lub strona – przyznaje Agnieszka Holwek z Radia Jazz.fm.
Przy crowdfundingu ważna jest również kwestia danych osobowych. – Do tej pory nie wpływały do nas skargi ani zapytania w sprawach dotyczących finansowania społecznościowego – wyjaśnia Małgorzata Kałużyńska-Jasak, dyrektor zespołu rzecznika prasowego GIODO. Zgodę na przetwarzanie danych wspierającego powinniśmy uzyskać, gdy jego dane wykorzystamy w innym celu niż na potrzeby zawarcia i wykonania umowy, np. upubliczniając jego dane, dziękując mu w Internecie, na antenie lub w sfinansowanym czasopiśmie.
Dość dużym przedsięwzięciem jest też rozliczenie takiego projektu z fiskusem. Jarosław Szubrycht: – Przytłoczyć potrafi skala przedsięwzięcia: kilkaset osób wpłacających różne kwoty, wybierających różne pakiety. Fiskalizacja tego była pracochłonna, a przygotowanie całej dokumentacji dla księgowości czasochłonne. Wydawca „Secret Service” z pytaniem, jak rozliczyć crowdfunding, zwrócił się bezpośrednio do urzędu skarbowego. – Zostało to nam wpisane po prostu w przychód – wyjaśnia Robert Łapiński.
– Finansowanie społecznościowe jest zjawiskiem relatywnie nowym w naszych realiach i nie doczekało się jeszcze regulacji prawnych – wyjaśnia Anna Rynkowska, partner w kancelarii prawnej A&RT. – Osoby uzyskujące takie wsparcie muszą dokonać rozliczenia z urzędem skarbowym – stwierdza jednak Ewa Szkodzińska, rzeczniczka prasowa Izby Skarbowej w Warszawie, zaznaczając: – Podatkowe skutki crowdfundingu uzależnione są między innymi od faktu, czy projektodawca ma status osoby prawnej albo innej jednostki organizacyjnej, czy jest osobą fizyczną, a jeśli tak, to czy w rozumieniu przepisów podatkowych prowadzi działalność gospodarczą. Jak tłumaczy Rynkowska: Crowdfunding możemy podzielić na kilka modeli: dotacyjny, sprzedażowy, udziałowy i dłużny. W serwisach oferowane są głównie te dwa pierwsze modele. – Wybór właściwej struktury crowdfundingu pozwoli na optymalizację wydatków i zysków całego przedsięwzięcia, a także ograniczy ryzyko związane z zakwestionowaniem dokonanych rozliczeń przez urząd skarbowy – stwierdza Marcin Szuflak, konsultant ds. prawa podatkowego w kancelarii prawnej PragmatIQ.
Crowdfunding dotacyjny polega na przekazaniu przez osoby lub podmioty finansujące określonych środków na dany cel. W tym modelu wpłacający nie otrzymuje nic namacalnego – może dostać podziękowanie czy wpis na listę osób wspierających. – Model ten traktowany jest z prawnego i podatkowego punktu widzenia jak darowizna – wyjaśnia Rynkowska. Inaczej urząd skarbowy odnosi się do crowdfundingu sprzedażowego, gdzie w zamian za wsparcie dostajemy np. kubek, koszulkę, książkę czy prenumeratę magazynu. – Ten model zazwyczaj traktowany jest jak sprzedaż lub podobna umowa i tak też jest opodatkowany. Bez znaczenia jest wartość świadczeń wzajemnych. To znaczy, że podmiot finansujący może przekazać kwotę na przykład kilkuset złotych i w zamian otrzymać kubek, który wycenilibyśmy na 20 złotych. Nie jest to problemem – wyjaśnia Rynkowska. (Szczegóły – patrz tabelka)
Co można zrobić lepiej?
Beneficjenci crowdfundingu są samokrytyczni. Szubrycht: – Prawda jest taka, że przygotowywaliśmy się za krótko. Trochę nie doceniłem złożoności i skali przedsięwzięcia. Już redagowaliśmy magazyn, chcieliśmy, żeby treści, które podsumowują rok 2015, zostały opublikowane pod koniec 2015, a nie w marcu 2016 roku. I zajęci zupełnie innymi sprawami, czyli pracą nad pierwszym numerem, przegapiliśmy czas na skrupulatne przygotowanie się. Artyści byli zajęci, nie wszyscy się wyrobili z filmikami, było dużo obowiązków przy kończeniu pierwszego numeru. Jeżeli miałbym komuś radzić, warto rozłożyć to w czasie lepiej niż my – ocenia redaktor naczelny „Gazety Magnetofonowej”.
Również Agnieszka Holwek sporo by poprawiła, szczególnie pod względem PR. – Robiliśmy to bardzo spontanicznie, uruchamialiśmy różne kontakty; gdybyśmy wcześniej pogadali z mainstreamowymi gazetami, to byłoby nam łatwiej o szersze odbicie się tej akcji. Gdybyśmy wynajęli profesjonalną agencję PR, też pewnie byłoby lepiej – mówi Holwek.
Dużo lepiej swoją kampanię ocenia Łapiński, ale on w końcu zebrał ponad 280 tys. zł: – Z perspektywy uważam, że najmniej ważne są gadżety. Popularne rzeczy typu kubek czy koszulka o niczym nie stanowią. Ważna jest sama jakość projektu, możliwości i umiejętności jego komunikowania, choć wsparcie znanych ludzi się przydaje.
Warto też pamiętać, że pieniądze z crowdfundingu kiedyś się skończą. A wtedy nasz projekt powinien już być w stanie utrzymać się z działalności podstawowej.
Co z podatkiem – wyjaśnia Anna Rynkowska, kancelaria A&RT
Crowdfunding dotacyjny na potrzeby opodatkowania traktowany jest jak darowizna.
W związku z tym, jeśli podmiotem otrzymującym wsparcie jest osoba prawna, taki podmiot powinien odprowadzić podatek dochodowy od otrzymanej kwoty, chyba że jest zwolniony z podatku dochodowego na podstawie przepisów szczególnych.
Z kolei osoba prawna posiadająca status organizacji pożytku publicznego będzie zwolniona w zakresie tak uzyskanych kwot z podatku dochodowego w części dotyczącej przychodów przeznaczonych na działalność statutową.
Jeżeli podmiotem otrzymującym finansowanie jest osoba fizyczna, która prowadzi działalność gospodarczą, powinna wsparcie to rozpoznać jako dochód uzyskany w ramach działalności gospodarczej i odprowadzić od niego podatek dochodowy.
Jeśli jednak osoba fizyczna nie prowadzi działalności gospodarczej i otrzyma crowdfundingową „darowiznę”, nie będzie zobowiązana do zapłaty podatku dochodowego, ale powinna zgłosić darowiznę do urzędu skarbowego oraz odprowadzić podatek od spadków i darowizn.
Crowdfunding sprzedażowy na potrzeby opodatkowania traktowany jest jak sprzedaż lub umowa podobna.
Wsparcie uzyskiwane w ramach modelu crowdfundingu sprzedażowego generalnie uznawane jest za wynagrodzenie z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej.
Osoba prawna, również ta posiadająca status organizacji pożytku publicznego, która otrzyma wsparcie finansowe, powinna opodatkować otrzymane w ten sposób kwoty podatkiem dochodowym. Dochody te są uznawane za pochodzące z działalności gospodarczej.
Osoby fizyczne uzyskujące wsparcie finansowe w tym modelu również zobowiązane są do odprowadzenia podatku dochodowego od tych dochodów. Środki te kwalifikowane są jako pochodzące ze źródła „działalność gospodarcza”.
W przypadku tego modelu może pojawić się jeszcze kwestia podatku od gier. Będzie tak, gdy wydawane przez beneficjenta świadczenia wzajemne (np. kubki, koszulki, obrazki itp.) będą przypisywane poszczególnym podmiotom wspierającym w drodze losowej i gdy jednocześnie spełnione zostaną przesłanki uznania przedsięwzięcia za grę losową, w szczególności loterię fantową w rozumieniu ustawy o grach losowych.
Jakub Mejer
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter