Wydanie: PRESS 01-02/2014
Okamzik
Z Mariuszem Szczygłem,
Dziennikarzem Roku 2013, rozmawia Elżbieta Rutkowska
Wrócił Pan do reportażu, po tym jak Mariusz Ziomecki wjechał Panu na ambicję, pisząc, że jest Pan byłym reporterem.
Zagrałem w reklamówce funduszu emerytalnego Polsatu. Mariusz Ziomecki napisał w felietonie: „Wybił się przed laty jako reportażysta, ale od dawna zarabia na chleb w inny sposób”. To był dla mnie policzek, ale motywujący.
Do Polsatu poszedłem, dlatego że Małgorzata Szejnert, moja ówczesna szefowa, w szóstym roku mojej pracy w „Gazecie Wyborczej” powiedziała: „Mariuszu, piszesz świetne teksty, każdy jest rewelacyjny”.
Jak wiemy, nie była skora do pochwał.
„Twoje teksty są jak rogal kazimierzowski, z makiem, wywijany, ozdobny. Wolałabym jednak, żebyś oddał tekst nawet gorszy formalnie, ale zaskakujący. Zrób coś z tym” – stwierdziła.
Źle pisać dobre teksty?
Ona patrzyła na mnie jak na reportera, na którego rozwoju jej zależało. W tym była jej wielkość. A ja po prostu nie umiałem pisać inaczej. I w tym czasie pewien producent telewizyjny, jadąc w nocy samochodem, usłyszał mnie w Radiu dla Ciebie. Pomyślał: „Ten głos budzi zaufanie”. I zaproponował mi prowadzenie talk-show w Polsacie. Wszedłem w to – i dobrze się stało. Przerwa w pracy reporterskiej pozwoliła mi odbić się od poprzedniego stylu.
Wracając do „Gazety”, wybrał Pan Czechy, bo w Polsce był już spalony?
Wiele rzeczy się na to złożyło. W Czechach czułem się wolny, nikt nie zwracał na mnie uwagi, mogłem obgryzać paznokcie w tramwaju, a w Polsce jedna pani zwróciła mi uwagę: „Nie wypada, panie Mariuszu”. Im reporter jest bardziej anonimowy, tym dla niego lepiej. Początkowo po Polsacie pisałem o Polsce, ale ludzie reagowali na mnie, jakby telewizja do nich przyjechała. Zawsze lubiłem nieefektowne tematy. Na przykład: Polacy tworzą wspólnoty mieszkaniowe.
Elżbieta Rutkowska
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter